piątek, 9 maja 2014

Rozdział 7


(Violetta) Obudziły mnie promienie słonecznie wpadające przez uchylone okno, czyli dzień jak co dzień, z tym wyjątkiem iż jest to sobota, czyli dzień wolny od wszystkiego. Dzień w którym można się odstresować, ale ciekawe po czym? Moje życie to jedna wielka monotonia, chce coś w nim zmienić, tylko co?
Siedząc przy kuchennym blacie powoli przeżywając kęsy tostów i popijając je sokiem pomarańczowym, doszło do mnie że tak się nie da żyć, pora na konkretne zmiany, nawet wiem kto mógłby mi w tym pomóc, ale.. No właśnie zawsze jest to jedno 'ale' które przekreśla wszystko, trudno. W domu jak zawsze nikogo nie było, więc i ja wyszłam, do parku, jak zawsze.
"Ze spokojem zamknę oczy swe wiem, że zawsze będziesz obok mnie. Dajesz mi tlen, na kolejny krok. Dajesz mi siłę, na kolejny dzień. Dzięki tobie pokonam swój strach i na nowo mogę patrzeć w dal.."
Siedząc tak sobie w samotność, która nie jest taka zła, dosiada się do mnie..
- Ładna piosenka, twoja? - Kiwam lekko głową.
- Można tak powiedzieć.. A właściwie.. - Próbuję coś dodać, ale ktoś musi mi przerwać.
- Przejdźmy do konkretów, potrzebuję pomocy..

(Emma) Kolejny nowy dzień. Za oknem świeci słońce, ptaszki śpiewają, po prostu żyć nie umierać.Z tego też powodu postanowiłam wybrać się na spacer. Wzięłam z szafy ubranie, które wybrałam na szybko i poszłam do łazienki. Tam ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż i ubrałam się w wybrany strój. Zeszłam na dół, wypiłam kakałko i zjadłam rogalika z czekoladą, po czym wrzuciłam do torebki telefon, portfel i jeszcze kilka rzeczy i wyszłam. Szłam przez park rozmyślając. A czym była zajęta moja głowa? Albo raczej kim? Maxim... O Marco też myślałam, ale odkąd widziałam go z tą rudą... Egh... Nieważne... Za to Maxi? On chyba jest idealny. Zawsze kiedy go spotykam jest dla mnie bardzo miły. Poza tym jest taki uroczy... Rozpływam się... A jak tańczy! No nic, nieważne... Nagle wpadłam na pomysł, żeby go odwiedzić i zaprosić na spacer. Nie wiedziałam jednak gdzie mieszka chłopak.. Tak, tak, nieogarnięta Emma się nie spytała. Mam jego numer telefonu i mogłabym wysłać mu SMS'a, ale wtedy zacząłby coś podejrzewać. Nagle usłyszałam jak ktoś śpiewa piękną piosenkę. Poszłam za głosem i po chwili zobaczyłam... Hmmm... Violettę? Tak Violettę.
- Ładna piosenka, twoja? - pytam z uśmiechem, a dziewczyna kiwa głową.
- Można tak powiedzieć.. A właściwie.. - Chce powiedzieć coś więcej, ale ja jej przerywam.
- Przejdźmy do konkretów, potrzebuję pomocy.. - mówię nieśmiało.
- O co chodzi? - pyta Violetta po chwili.
- Wiesz, bo mi... - Robię krótką przerwę i wzdycham. - Podoba się Maxi - mówię cicho i zakrywam dziewczynie usta ręką, żeby ta nie krzyknęła. Po chwili dziewczyna się uspokaja.
- Ale co ja ma do tego? - pyta z szerokim uśmiechem.
- Bo ja... Nie wiem, gdzie on mieszka, a chcę mu zrobić niespodziankę. - mówię również z uśmiechem.
- I mam Ci podać jego adres? - pyta dziewczyna, na co ja potakuje głową. Dziewczyna wyciąga z torebki kartkę i długopis, po czym zapisuje na niej adres chłopaka i podaje mi kawałek papieru. - Masz i powodzenia! - śmieje się delikatnie.
- Wielkie dzięki! - mówię z radością. - Ja już pójdę. Cześć! - mówię, po czym przytulam dziewczynę i odchodzę. Zmierzam pod podany adres. Mam nadzieję, że chłopak będzie w domu. Cała w skowronkach dochodzę pod dom chłopaka. Podchodzę do drzwi i zastanawiam się chwili czy zapukać, kiedy już jestem zdecydowana, przerywa mi ......, który/która pyta:
- Co tutaj robisz? ......


(Maxi) Poszedłem się przejść po parku. Już od kilku dni nie myślę o nikim innym poza nową uczennicą Emmą.  Jest jak anioł który spadł na Ziemię aby zawładnąć moimi uczuciami. Ale po co ktoś taki umawiałby się ze mną ? Pewnie ma facetów na pęczki a Ja nawet do pięt im nie dorastam. Jako że musiałem posprzątać mieszkanie postanowiłem wracać. I kogo napotykam przed drzwiami ? Złotowłosą dziewczynę z głębokim spojrzeniem która od niedawna panuje nad mym sercem
-Co tutaj robisz ?-Pytam starając zachować normalny ton głosu.
-Ooo Maxi.-Uśmiecha się promiennie w moją stronę.-Właśnie chciałam cię odwiedzić.- Ten bałagan ? No proszę.. Kawiarnia, Studio, park... Wszystko tylko nie tam. Nawet ja tam nie lubię przebywać.
-Emmm ale...-Co ja mam jej powiedzieć ? "Chodźmy gdzieś indziej. Może posprzątam kiedyś ?"-Mam pomysł. Po co siedzieć w domu ? Jest ciepła słoneczna pogoda a ja znam fajne miejsce na obrzeżach miasta. Idziesz ?
-Jasne. Tylko wstąpimy pierw do Studio ? Zapomniałam torby.- Po chwili ruszyliśmy we wskazane miejsce...


(Marco) Ahhh... Dzisiaj sobota !  Zresztą nie ma się z czego cieszyć. Kolejny nudny dzień, który i tak nic nie zmieni. Poniedziałek , to co innego. Już wtedy będą wyniki egzaminów. Trzeba tylko przeczekać ten cholerny weekend. Wstałem, ubrałem się w pierwsze lepsze dżinsy, białą koszulkę i wyszedłem z domu. Szedłem w kierunku SOB. Gdy  już tam dotarłem, ujrzałem Emmę i Maxi'ego, tak dokładniej to znajdowali się w sali od muzyki.
-Hej ! - krzyczę do nich, wchodząc do pomieszczenia.
-Cześć, my tu tylko na chwilę. Właśnie idziemy  do pewnego miejsca. ( nie wiedziałam jak to ująć  xD ) Może chcesz iść z nami ?- pyta się mnie blondynka.
-Jasne, w grupie raźniej- żartuję, wpycham się między nimi i obejmuję ich ramieniem, na znak żebyśmy już szli.- Prowadź Maxi! - widzę że jest trochę nie zadowolony, ale zaraz wykonuje mój ''rozkaz''.  Po drodze spotykamy ...

Camillka pisze xD (Nie ma rozwalania parringów Nadiu... A zwłaszcza mojego drugiego... Ja nie dopuszczę do tego- Pamiętaj ;P)
(Camilla) Łaziłam bez powodu po mieście... Ciekawi mnie czy Ci ludzie zwani moimi przyjaciółmi wiedzą że telefony służą do odbierania ? Chyba nie... Przypomniało mi się moje ulubione miejsce do którego często chodziłam rozmawiać z Maxim. W połowie drogi spotykam nikogo innego jak mojego przyjaciela który trochę naburmuszony szedł z Emmą i Marco. Wyglądało to komicznie ponieważ ani Maximilianowi ani jego nowemu obiektowi westchnień nie podobała się zbytnio jego obecność.
-Hejka wszystkim.-Nie potrafiłam udawać powagi widząc zakłopotanie wszystkich. -Mam nadzieję że nie przeszkadzam. Właściwie ja tylko po Marco. Musi mi pomóc z piosenką a gra tak pięknie na gitarze aż go Wam porwę. Nie obrazicie się co nie ? -Maxi odetchnął z ulgą i mrugnął do mnie w podzięce.
-Myślę że jeszcze nadarzy się okazja aby zaprowadzić w nasze cudowne miejsce twojego idealnego gitarzystę-Mówił prześmiewczo brunet z kolorową czapką.
-A ty nie bądź taki uszczypliwy Maxi bo jeszcze kiedyś tego pożałujesz-Zawołałam na odchodnym.
Jak już oddaliliśmy się na bezpieczną odległość  chłopak odwrócił się twarzą do mnie.
-I po co to zrobiłaś ? Tak dobrze mi szło...-Naburmuszył się.
-Co Ci dobrze szło ? Rozwalanie miłości dwójki przyjaciół ? Jak tak to gratuluję-Zaczęłam się śmiać jak opętana.
-Nie... To nie tak... Może chciałem zobaczyć to wasze "superowe" miejsce... ? Albo lubię towarzystwo przyjaciół ? O tym nie pomyślałaś ?-Mój nastrój udzieli się także i Jemu.
-Jak chcesz to możemy jednak pograć. I tak jak widzę nie mamy nic do roboty. Chyba że mojego towarzystwa nie lubisz ? ...


(Marco)  -Jak chcesz to możemy jednak pograć. I tak jak widzę nie mamy nic do roboty. Chyba że mojego towarzystwa nie lubisz ?
-Nie no co ty ! Uwielbiam z tobą spędzać czas- uśmiecham się w jej stronę.- To jak ? Idziemy pograć ?
-Okej, to chodźmy do mnie- ciągnie mnie za rękę.  Całą drogę się śmiała, nawet nie wiem z czego. Ale to właśnie tak jest, jak się nie słucha.  W końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Przywitałem się z jej rodzicami i poszliśmy szybko do jej pokoju.Od razu rzuciłem się na gitarę, a ona usiadła na łóżko.
-Z czego ty się śmiejesz ? - w końcu nie wytrzymałem, takie już uroki ciekawskiej osoby.
-Z tej całej sytuacji, to jest śmieszne. Dobra, to może ja ci pokażę co wczoraj napisałam.

Nobody sees, nobody knows.
We are a secret, cant be expose.
That's how it is, that's  how it goes.
Far from the others, close to eachother.
That's when we uncover, cover, cover.
That's when we uncover, cover, cover.
Zaśpiewała mi kawałek piosenki. Muszę przyznać że jest całkiem niezła, wpada w ucho. Niemal natychmiast zacząłem grać melodię na gitarze, a ona przyłączyła się śpiewając.
-Nieźle.- przyznałem po chwili. Zacząłem się do niej przybliżać...


(Camilla) Zaprezentowałam mu moją nową piosenkę nad którą pracowałam od kilku dni. Szczerze to nie podobała mi się. Czegoś jej brakowało. Czegoś magicznego czego nie można przekazać słowami... Ja po prostu nie umiałam jej wykonywać tak "uczuciowo" ? Po chwili zauważyłam że mój przyjaciel przybliża się do mnie. Zmroziło mi krew w żyłach a serce przyśpieszyło. Nie potrafiłam wykonać ruchu do czasu aż nie
złączył naszych warg. Poddałam się własnemu ciału. Przestałam myśleć. Oddawałam muśnięcia z coraz większym pożądaniem. Nagle przestałam i odepchnęłam go od siebie.
-Moi rodzice są w domu. -Szepnęłam czując że moje policzki palą się tworząc dobrze widoczny rumieniec.-Poza tym... Ja nie wiem... Boję się że robisz to tylko po to aby się zabawić.
-Przepraszam... Nie chcę abyś tak myślała. Uwierz. Ja... Poczułem coś... Innego... Magicznego. Proszę zaufaj mi. Udowodnię Ci że to dla mnie ważne. -Jedną ręką gładził mój policzek a drugą złapał moją dłoń w swoją.-To jak ? Zostaniesz moją dziewczyną ?
-Tak-Uśmiechnęłam się najpewniej jak umiałam. -Ale nie chcę aby na razie nikt o nas wiedział. Tylko ty i ja dobrze ?
-Oczywiście...


 (Marco) Ehh... Nie wiem czy dobrze zrobiłem, pytając się Cami o chodzenie.
 Znamy się jakiś tydzień. Chyba się z tym za bardzo pośpieszyłem. A może znowu nie mam racji ?
Dobra, koniec tego myślenia ...
-No to co robimy- po długiej ciszy w końcu się odzywam.
-Może pójdziemy do parku ? Mam dość siedzenia w domu.- proponuje i już za chwilę znajdujemy się na dworze. Camila co chwila zadawała mi masę pytań, na które nie umiałem odpowiedzieć.
 Czy ja jestem aż tak bardzo cofnięty ? Kiedy już jesteśmy na miejscu,widzimy smutnego ...


(Andres) Nie wziąłem mojej kanapki z dżemem. Jak mogłem pomylić ją z kanapką z serem? Moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Smutam dalej, nie zauważając nawet Marco i Camili. Łażę jak nawiedzony po tym głupim świeżym powietrzu, które miało mi pomóc i nic. Chamsko.
Nagle pomyślałem o tym jak fajnie byłoby mieć jednorożca. Taki z kolorowym rogiem. O, a cały on byłby złoty. Tak. Z ładnymi szkarłatnymi dodatkami. Ej, przecież mógłbym mieć dwa jednorożce! Tak, byłyby piękne.
Postanawiam wejść na drzewo, w które uderzyłem nie patrząc gdzie idę. To wina drzewa, że na nie wpadłem. Jak mogło tu urosnąć? Pff.
Na drzewie wypatruję kogoś znajomego, ale nikogo nie widzę. To przykre. Schodzę i dalej rozmyślam o jednorożcach. Drugi były srebrny, z zielonymi dodatkami, tak.
Idę sobie chodnikiem pogłębiony w mojej wyobraźni przez co wpadam na...




(Violetta) Kiedy raz zapomnę telefonu z domu, wydzwania jak szalony. Natomiast zawsze kiedy go mam przy sobie, milczy. To bezsensu. Oczywiście oddzwoniłam do rudowłosej, ale odezwała się poczta, bardzo zabawne, tak. Spojrzałam za zegarek była dopiero szósta, więc postanowiłam nie siedzieć w domu i wyjść jeszcze raz, tak po prostu. Długo nie czekam aby natknąć się na kogoś, tym razem jest to Andres.
Skoro jest Andres to powinien być i León, tak? Właśnie León, muszę z nim wyjaśnić jedną sprawę.
- Cześ.. - Nie dokańczam gdyż chłopak wpada na mnie, eh.
- O, Violetta nie zauważyłam Cię. - Doprawdy? - Wybacz.
- Wiesz gdzie znajdę Leóna? - Obdarzyłam go delikatnym uśmiechem, który on odwzajemnił.
- No.. albo na torze.. albo w domu.. - Er, tak. Jakbyś nie chciał mi nic mówić, fajnie?
- Dziękuję - Pożegnałam się z chłopakiem i poszłam drogą która prowadziła do domu bruneta.
I niby to ja mam go przeprosić, pff. Ciekawe za co? To była jego wina, mógł coś wtedy zrobić.
W zasadzie sama już nie wiem o co poszło, no ale dobrze. Idąc ścieżką spotykam wkurzoną/ego..



(Francesca) Istota pozbawiona mózgu, tak to właśnie on. Nie rozumiem jak tak można się tak zachowywać, najpierw bezczelnie mnie całuję - tak uznajmy, że to jego wina - a następnie krzyczy na mnie, idiota.
Nie chce go widzieć. Nie chcę o nim słyszeć, tak.
- A tobie co? - Woła do mnie Viola z zakrętu. Wzdycham, naprawdę każdy, ale nie ona. Zaraz będzie filozofować o tym, że miała rację, świetnie.
Dobra komuś muszę o tym powiedzieć, nie? Siadamy na ławce, Violetta robi się co raz bardziej wkurzająca i nie wytrzymuje więc mówię jej wszystko. Eh, każdy by tak zrobił, słysząc jej piskliwy głos.
- Jesteś głupia - Chyba miałaś być po mojej stronie, no halo?
- Sama jesteś głupia - Tak wiem, ale jej pojechałam, mhm.
Dziewczyna wzdycha i odwraca wzrok, dzięki wiesz?
- Fran, olej go. Jest naprawdę dobrym przyjacielem, tak? Ale tylko przyjacielem, znam go odkąd miałam trzy lata, wiemy o sobie wszystko, rozumiemy się bez słów. On jest chamski, nie zmienisz tego. A jeżeli ma dojść do czegoś więcej, to ucieka, nie umie się zaangażować Fran, kocham go jak brata, ale nie jest dobry dla ciebie, zawsze będzie u niego 'ale', a znam też ciebie, nie lubisz tego, zawsze chcesz mieć wszystko poukładane, a jego życie takie nie jest, cały czas ma jakieś problemy z prawem, więc nie angażuj się w nic więcej, bo nie zmienisz go.. - No czy ona zawsze musi mieć rację? Rozmawiałyśmy tak jeszcze jakiś czas do póki nie przybiegł/a .... i zaczął/a nasz ciągnąć krzycząc, że musimy natychmiast coś zobaczyć, może by tak łagodniej? .....


(Ana) Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Biedna Anka nie może znaleźć nic do roboty. Jak co dzień łaziłam po Buenos myśląc o tysiącach rzeczy. Trafiłam do parku, i z dala usłyszałam jakąś muzykę. Festyn? Parada? O, fajnie by było pójść na jakąś paradę. Postanowiłam, że sprawdzę co tam jest grane. Parę minut i już byłam na miejscu. Jednak to jakiś festyn. Budki, karuzele, dmuchane zamki, bungee i tym podobne. Hmm... Ciekawe z jakiej to okazji? No tak... Sobota. Poszłam kawałek dalej, a tam jacyś ludzie przebrani za Teletubisie tańczyli ten "słynny" taniec i śpiewali. " Tinky - Winky, Dipsi, Lala, Po... Teletubis (...) I tak jakieś parę razy. Jeszcze dalej zauważyłam ludzi przebranych za jedzenie. Szybko postanowiłam poszukać kogoś znajomego. Gdzieś w parku znalazłam Franke i Violke. Dobra, niech będą one... Podeszłam do nich i od razu zaczęłam krzyczeć, że muszą coś zobaczyć. Zdezorientowane wstały z ławki, a ja zaczęłam je ciągnąć.
- Ana wyluzuj! Gdzie ty nasz prowadzisz?! - unosiła się Violett.
- Spokojnie... - powiedziałam i już byliśmy na miejscu. Franka i Violka popatrzyły po sobie i od razy parskły śmiechem. Chyba ta cała sytuacja też je rozbawiła. Violka nagle zauważyła bungee i szybko puściła się w bieg.
- Bungee! No chodzcie no! - krzyknęła odwracając się w naszą stronę i tupnęła nogą.  Fran i ja poszłyśmy za nią wzruszając ramionami. A co nam szkodzi? Podeszłyśmy do czterech wielkich trampolin ustawionych koło siebie i Violka zaczęła rozmowę.
- Czy możemy...? - pokazała na palcem na trampolinę - no wie pan... - dokończyła
- Dobrze, możecie spróbować - spojrzałam na Franke z przerażeniem. Ale moment... Czy on nam pozwolił? Ale my przecież mamy 17-18 lat. No ale okej, nie mogę narzekać. Weszłyśmy na bungee i zaczęła się zabawa. Śmiałyśmy się i wydurniałyśmy się. Nagle na dole zauważyłam.... która/który krzyczy do nas:
- Czy wy jesteście normalne?!...

(León) Pfff, te to sobie znalazły ciekawą zabawę. Ja się wcale o nie nie martwię, tak? Tylko się pytam?
- Czy wy jesteście normalne?! - wrzeszczę, bo pewnie mnie nie usłyszą. Nie no, zabiją się, i to będzie moja wina, zobaczycie. Wszyscy uwielbiają zwalać wszystko na mnie. A one śmieją się tylko jeszcze głośniej. No tak, jasne, dziękuję za odpowiedź? Pięknie, po prostu pięknie.
Prycham, i kopiąc jak zwykle biedne kamienie zagradzające mi drogę, odchodzę od miejsca, gdzie znajdują się dziewczyny. Sobie znalazły zajęcie. Może tak się uczyć? Nieee...
Dobra, dobra, León ogarnij się? Nie? León noo... kiedy powiem trzy, ogarniesz się...
- Raz... dwa... dwa i pół... dwa i trzy czwarte... TRZY! Cztery... - sobota mi odbija. Ewidentnie. Poszedłbym do szkoły, tak? Ale nie, po co, lepiej mieć weekend, jasne. Nudzi mi się...
Wraz z moimi cudownymi przemyśleniami idę dalej tą piękną i cudowną ścieżką prowadzącą do mojego domu, kiedy spotykam...




(Esmeralda) Od czasu kiedy spotkałam się z Angeles siedzę w domu i ryczę, nie wychodziłam na powietrze przez 5 dni ale skończyły mi się leki na depresję... Ubrałam się, uczesałam w jakiegoś fikuśnego koka i poszłam do apteki.
- Co?! Jak to nie ma tych leków?! - wrzeszczę na sprzedawczynię.
- No normalnie, skończyły się - odpowiada spokojnie.
Podchodzę do niej, łapię ją za koszulkę i podnoszę do góry.
- Masz mi załatwić te leki, rozumiesz?! - krzyczę na biedną dziewczynę.
- Mhm - kiwa głową nadal nie przestraszona.
- Przyjdę tu o 18.00, do tego czasu mają już być - patrzę się złowrogo na blondynkę  i wychodzę.
Postanowiłam, że się przejdę i uspokoję. Wstyd mi było za tą aferę w aptece, ja się tak nie zachowuję ale odstawienie leków wywołało agresję. Miałam zamiar wkroczyć do domu Germana ale uznałam, że lepiej nie. To by pogorszyło całą sytuację, może uciekł by znowu? Ja bym tego nie wytrzymała psychicznie, a do tego nie ma tu mojego psychologa, tylko on na mnie jakoś wpływał kojąco. Tak, muszę iść do jakiegoś psychologa, albo lepiej psychiatry  - myślę i udaję się jakąś nie znaną mi ulicą Buenos Aires. Potykam się i upadam, na szczęście przechodził obok jakiś chłopak, o ślicznych wyrazistych oczach i pomógł mi wstać.
- Nic się pani nie stało? - pyta.
- Nic, dziękuję - uśmiecham się.
- Jestem León, zawsze do usług - szczerzy się chłopak.
- Esmeralda - podaję rękę na co on wystawia ręce jakby chciał mnie przytulić. Przyznam, że miałam ochotę go przytulić, brakowało mi ciepła i bliskości drugiego człowieka ale powstrzymałam się.
- Gdzie się tak śpieszysz? -pyta brunet.
- Do psychiatry. - odpowiadam i czekam na reakcję chłopaka, pewnie uzna mnie za jakąś wariatkę ale już trudno.
- Ma pani, znaczy masz Esmeraldo kogoś sprawdzonego?
Jego reakcja była co najmniej dziwna.
- No właśnie nie, muszę kogoś poszukać ale nie mam pojęcia gdzie się udać, wiesz może?
- Mogę cię zaprowadzić, chcesz? - chłopak delikatnie dotyka mojej ręki więc ja nie śmiało kiwam głową na wznak, że tak. Dowiedziałam się, że chłopak chodzi do tego Stud!o i był kiedyś z Violettą. Trochę nie fajnie było słuchać jak mi mówił jaka to moja córka jest okropna, zła i fałszywa ale dobra, chłopak zabrał mnie do jakiegoś dobrego psychiatry podobno więc mu wybaczę. Wychodząc natknęłam się na...

(Lena) Dzisiaj była bardzo ładna pogoda, więc postanowiłam iść na krótki spacer. Przeszłam przez lśniący, zielony park i się po nim rozglądałam. Po drodze dotknęła mnie jakaś kobieta.
- Przee-przeepraszam - ciągnęła
- Nic się pani nie stało? Może pomóc? - powiedziałam tak, gdy zauważyłam z jakiego budynku wyszła. Była u psychiatry. Mam się bać?
- Nie, nic mi nie jest. Przepraszam, ale muszę już iść - nawet nie zdążyłam powiedzieć "Do widzenia" gdy straciłam ją z oczu. Dziwna kobieta. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Zauważyłam bar, więc weszłam do niego. Zamówiłam sobie koktajl, ale jedzenie nie, bo nie ufam restauracją. Gdy piłam pyszne, truskawkowe picie usiadła obok mnie moja siostra Ludmiła. Nie mam z nią dobrych kontaktów. Jesteśmy całkiem inne. Nie przyznajemy się do siebie, więc nie wiem po co usiadła obok mnie.
- Ludmiła? Czego chcesz? - przewróciłam oczami
- Ach nic. Moja kochana Lenka.. - uśmiechnęła się fałszywie 
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - odeszłam.
Gdy wychodziłam z baru spotkałam...



( Federico )
Twoje zdjęcia na pierwszych stronach gazet
Sprawiają, że wyglądasz na taką małą
Jak ktoś mógłby za tobą w ogóle nie tęsknić?
Czyli to niby moja wina? Ja zawaliłem, ja schrzaniłem, a ona Aniołeczek, nie?
Szedłem przez park, aż doszedłem do tego baru, koło Studio. Wychodziła właśnie z niego jakaś blondynka. Zmierzyła mnie wzrokiem i ominęła obojętnie.
W drodze do lasu, usłyszałem szczekanie. Udałem się w stronę hałasu i natrafiłem na małego wilczura przywiązanego smyczą do drzewa.
- Ej, malutki - klęknąłem przy nim i pogłaskałem po łbie, by się trochę uspokoił. - Kto Cię tu przywiązał? - w odpowiedzi dostałem tylko cichy skowyt . - No chodź - odwiązałem zwierzaka , a on gwałtownie wystrzelił do przodu , tym samym przewracając mnie na ziemie. Ręką natrafiłem na korzeń wystający z ziemi i niestety musiałem przeciąć sobie skórę na dłoni.
- O nie, tak się nie będziemy bawić - powiedziałem sam do siebie gdy wstałem i pobiegłem za nim.
- O ty kundlu - mruknąłem i zaklnąłem pod nosem, bo nie udało mi się go złapać.
Zrezygnowany wróciłem do domu, bo krew spływająca z ręki i tak zaplamiła mi całą bluzę. Akurat brat został dziś na noc u ciotki , więc nie będzie musiał tego oglądać.
Jak zwykle gdy tylko wszedłem do pokoju, padłem na łóżko i zasnąłem ...







Jeśli ktoś czyta to zostawia komentarz! ^^

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 6

(Libi) To już dziś... Egzamin z tańca i śpiewu. Dam radę? Wstałam równo o siódmej. Ubrałam się dość... Sportowo. Zjadłam porządne śniadanie i wyszłam z domu. Weszłam do kolorowego budynku i od razu weszłam do pokoju nauczylskiego, aby się zapytać kiedy będę mogła zaprezentować co potrafię. Antonio odpowiedział że mam jeszcze dwie godziny. Wyszłam z pomieszczenia i poszłam do sali aby przećwiczyć piosenkę i mój taniec. Po godzinie było wszystko ogarnięte. Wyszłam ze Studia i poszłam się przejść. Szłam przed siebie, aż natrafiłam na jakąś kafejkę o nazwie "Restó" Hm. Wygląda dość miło i przytulnie. Weszłam do środka i zamówiłam koktajl truskawkowy. Co pięć minut zerkałam na zegarek przy czym bardziej się stresowałam. Po pół godzinie wyszłam z kafejki płacąc odpowiednią sumą, i poszłam do Studia. Dobra... Teraz spokojnie. Będzie okej. Uda ci się... Nie przejmuj się. Jesteś świetna. Ćwiczyłaś i na pewno ci wyjdzie. Usiadłam na krześle i czekałam, aż ktoś mnie wywoła. Jeszcze pięć minut... Nagle usłyszałam jak ktoś woła mnie do klasy. Wzięłam głęboki wdech i wstałam z krzesła po czym weszłam do środka sali. Stanęłam na środku sceny i wzięłam mikrofon do ręki. Zaczęłam cicho, ale potem mój głos stawał się głośniejszy i głośniejszy, aż całkowicie się rozluźniłam. Gdy piosenka się zakończyła nauczyciela zaczęli coś między sobą szeptać, a ja nie wiedziałam co mam myśleć.
- Świetnie ci poszło! - powiedział jakiś facet o imieniu Beto i jak szalony zaczął klaskać. Ja tylko blado się uśmiechnęłam i po chwili z tego co mi wiadomo, dyrektor Studia - Pablo. Powiedział, abym się uśmiechnęła i ustawiła, aby pokazać jak tańczę. Wykonałam polecenie i w rytm muzyki zaczęłam tańczyć. Gdy skończyłam, wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Podziękowali mi i po chwili wyszłam z sali z wielkim uśmiechem na twarzy. Nagle ktoś do mnie podszedł mówiąc:
- I jak ci poszło...?




(Diego) Więc tak. Oczywiście wczoraj przypomniałem sobie, że nie wyłączyłem konsoli i musiałem się wracać, przez co nie zdążyłem na egzamin. Ale dzisiaj już jestem, tak? No właśnie. I teraz sobie czekam na swoją kolej. Wychodzi właśnie dziewczyna, która była tuż przede mną. A ja ją nawet chyba kojarzę? Pewnie na mnie kiedyś wpadła.
 - Jak ci poszło? - pytam, jakby mnie to obchodziło.
- Chyba dobrze - uśmiecha się. Odwzajemniam gest i wchodzę do sali przesłuchań.
Oczywiście nie mógłbym tylko zaśpiewać i sobie pójść, po co. Najpierw krótki wywiad. Dobrze, że o numer buta nie pytali. Ale dobra. Muzyka i jazda.
Powiedz mi, w jakim rytmie mam tańczyć...
Druga część egzaminu idzie mi tak samo dobrze jak poprzednia. Niedługo wyniki, ale nie mam o co się martwić. Chyba? Nieważne.
Wracam więc sobie spokojnie do domu, kiedy widzę... któremu/której dla żartu chcę ukraść torebkę/teczkę...





(Violetta) Wczorajsza sytuacja była dosyć dziwna, no trochę bardzo? Jeżeli można to tak nazwać, ale ciekawa jestem skąd one się znały? Mniejsza o to, Angie prosiła mnie abym nie wspominała o tym ojcu, że powie mu sama, więc nie będę się mieszać.. Przechodząc wśród alejek drzew ze słuchawkami na uszach, podbiega do mnie jakiś idiota, który zawzięcie próbuję wyrwać mi z ręki torebkę, no chyba nie?! Pierw próbuję się z nim szarpać, bo w końcu to moja torebka, tak? Ale kiedy nie za bardzo mi to wychodzi, otwieram usta żeby zacząć krzyczeć, ale jego brudna ręka zasłania mi usta, długo nie czekam by ugryźć go w palec, a on momentalnie zabiera dłoń i trzepie nią na wszystkie strony, ha! Dobrze Ci tak.
- Czy ty jesteś normalna? - Err.. Diego?!
- A czy ty myślisz?! - Tak, to jest pytanie retoryczne, bo nie myślisz!
- Jak mogłaś mnie ugryźć, ohyda? - Mi to mówisz?! Ugh.
- Broniłam się? - Czyli wychodzi na to, że to moja wina, no oczywiście, pff.
- Dobra, nie znasz się chyba na żartach, jesteś sztywna, wiesz? - Wybacz, że napad uważasz za żart, chyba znamy inną definicje tego słowa.
- A ty jesteś prostacki, wiesz? - Odwracam się i odchodzę..
- Jesteś mi coś winna - podnosi rękę do góry, raczej ty mi, ale jak kto woli..
- Niby co?
- Mam pewien pomysł, chodź...





(Diego) No ja nie wierzę, zero poczucia humoru... fajnie dziewczyno. No ale co, i tak do końca dnia siedziałbym przed najnowszą Forzą, więc gdzieś ją zabiorę, no nie? Mądrze.
No to pójdziemy do Resto, bo nie chce mi się myśleć nad niczym innym. Już się dzisiaj namyślałem.
Kiedy już siedzimy przy jednym ze stolików i czekamy na swoje zamówienia, odzywam się;
- Opowiedz mi o Studio - to wcale nie brzmi jak rozkaz. Całkiem dobrze. Poza tym, powaliłem prośbą. Mhm.
- A co chcesz wiedzieć? - patrzy na mnie podejrzliwie. No halo, a mnie ten palec nadal boli, wiesz? Więc opowiada mi o wszystkim, co właściwie niezbyt mnie interesuje.
- A jakieś patenty na nauczycieli? - to może być coś ciekawego, prawda? Ale chyba trochę uraziłem ją tym pytaniem. No przepraszam, nie chciałem? Niestety nie dane jest mi usłyszeć żadnej odpowiedzi, bo rozdzwonił się mój telefon. Przepraszam dziewczynę i idę odebrać telefon od...




( Federico )
Gdy wchodziłem do Resto, do jakiegoś baru, obok tej szkółki muzycznej , wychodził z niego właśnie jakiś chłopak.
- Co chcesz mamo? - rozmawiał przez telefon. Ominąłem go nie zwracając na niego większej uwagi. Przy jednym stoliku spotkałem Fiolkę. Siedziała jakaś dziwna.
- Cześć - podniosła głowę, na dźwięk mojego głosu, jednak nic nie powiedziała . - Dobra, ok wiem, że jestem straszny, ale z potworem też możesz się przywitać.
Przewróciła oczami.
- Przecież wiesz, że jesteś wspaniały to co się droczysz?
- Rozumiem, że ty też masz okres, tak?
- Co? - nie rozumiała.
- Kontaktujesz dziś czy już nie ?
- Fuck you kartoflu - pokazała mi język.
- Ok. To siedź tu sama brzydalu - uderzyła mnie w ramię. Wstałem i jej oddałem tylko, że mocniej.
- Ziemniaki mówią pa , pa - próbowała nie wybuchnąć śmiechem, ale jej nie wyszło. Przewróciłem oczami i wyszedłem.
W drodze do ciotki nagle ktoś na mnie wpadł, tak że przewróciłem się na ziemię. Leżała na mnie ...






(Francesca) Wszystko powinno wyglądać inaczej, prawda?! Rano dostałam wiadomość od mojego ojca, który zostawił nas kilka lat temu dla jakiejś blondynki, że chciałby się ze mną spotkać, zabawne tak nagle przypomnieć sobie, że ma się córkę? Cóż mogłabym tutaj powiedzieć dużo, ale 'grzecznie' odmówiłam, mając na myśli grzecznie, wyśmiałam go przez telefon.No życie, myślał że powitam go z uśmiechem na ustach i rzucę mu się na szyje w zwolnionym tempie, śmieszne? Nie ważne.
Idąc przed siebie ze wzrokiem wbitym w chodnik, upadam na jakiegoś chłopaka.
- Auć - jęczy pod mną.
- Przepraszam! - Podnoszę wzrok i kogo dostrzegam? - A właściwie to nie.
- Dobra Fran to się robi nudne, wiesz? - Podnosi mnie, a było nawet miło..
- Wyrażaj się jaśniej, nie czytam w myślach.
- Szkoda, jesteś inna, nuuuudna.. - Oh, bardzo mi przykro z tego powodu?
- No bo.. - Co mam Ci powiedzieć?! - Ja.. się .. - Skompromituje? - .. zakochałam.. Widzisz to głupie, a on mnie nie zauważa, może dlatego.. - Zmarszczył brwi, bywa? Dlatego odwróciłam się i chciałam odejść..





( Federico )
( ... ) - Ja.. się .. - zawahała się- .. zakochałam. Widzisz to głupie, a on mnie nie zauważa, może dlatego..  - zmarszczyłem brwi. A co ja mam do tego?
- I dlatego jesteś taka w stosunku do mnie ?
- Nie , bo - znowu zamilkła na chwilę. - To jest ... skomplikowane - zaczęła wymachiwać rękami na wszystkie strony , zdenerwowana.
- Jak Cię nie dostrzega jest debilem i tyle. Nie musisz się przejmować. Jesteś przepiękna, utalentowana i na pewno w końcu zda sobie z tego sprawę.
Spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze trochę czasu.
- A teraz chodź - nie pytając o zgodę podciąłem jej kolana, złapałem i przerzuciłem sobie na plecy.
- Idiota !
- Też Cię kocham! - również krzyknąłem.
Przez drogę doszło mnie pewnie kilka siniaków na ciele, bo dziewczyna nie mogła się oczywiście powstrzymać , by mnie nie skopać.
- Gdzie idziemy? - spytała w pewnym momencie.
- Do Narni, pan Tumnus nas woła - usłyszałem jak westchnęła.
W końcu stanęliśmy na miejscu.
- Podoba Ci się ? - spytałem.
- Aktualnie widzę tylko chodnik, więc sorry .
Postawiłem ją na ziemię. Staliśmy od siebie w odległości kilka centymetrów. Nagle dziewczyna się przysunęła i złączyła nasze wargi ....





(Francesca) Każdy normalny człowiek zrozumiał by aluzję, prawda? Ależ jemu to trzeba wszystko literować, więc darowałam sobie ten temat.
- Jak Cię nie dostrzega jest debilem i tyle - Fajne, że obrażasz samego siebie, ale czy ty o tym wiesz?
Nie miałam zamiaru iść z nim dokądkolwiek no ależ jak zawsze musiał postawić na swoje, racja?!
Za to oberwał kilkoma kopniakami, tak 'niechcący'. Zaprowadził mnie nad jakieś jezioro czy coś w tym stylu, jak miało być romantycznie to nie wyszło mu za bardzo, bo było za dużo komarów.
Mimo to stał tak blisko, że nie umiałam się powstrzymać, przysunęłam się i delikatnie musnęłam jego usta, a on odwzajemnił jeszcze głębszym pocałunkiem.
- No, ale co ty robisz?! - Walnęłam go w prawy policzek. No przepraszam, ale mi głupio?
- Co?! To ty się rzuciłaś na mnie! - Warknął, chamsko.
- A ty mogłeś przestać - zwracam mu uwagę.
- Ty i twoja logika - Pff, a co to miało niby znaczyć?
- Jesteś głupi - burczę i odchodzę...




( Federico )
Myślałem, że nic mnie w życiu nie zaskoczy. Jednak zawsze zdarzają się wyjątki.
Dziewczyna gwałtownie się odsunęła i mnie spoliczkowała .
- No, ale co ty robisz?!
- Co?! To ty się rzuciłaś na mnie! - zauważyłem.
- A ty mogłeś przestać - a no fakt, czyli to moja wina?
- Ty i twoja logika - przymrużyła oczy.
- Jesteś głupi - burknęła i odeszła.
Czyli rozumiem, że to ja jestem tym chłopakiem, w którym się zakochała. Jednak nie mam tak wysokiej inteligencji jak sądziłem.
- Poczekaj ! - dogoniłem ją.
- Zostaw mnie - zauważyłem, że po jej policzkach spływały łzy. Złapałem ją za nadgarstek . - Idź sobie - głos się jej załamał.
- Po tym co się wydarzyło, na pewno nie - zagrodziłem jej drogę.
- Jejku, zapomnij o tym. Nic się nie stało - spuściła głowę. Widziałem jak cierpi, jak ledwo trzyma się na nogach. Nic nie powiedziałem, tylko przygarnąłem ją do siebie. Choć się opierała , nie wypuściłem jej z objęć. Wybuchnęła jeszcze większym płaczem.
Po chwili odsunęła się i jeszcze raz mnie spoliczkowała . Tak , trzeba było mocniej ! 
- Po pierwsze nie chodzi o Ciebie. Tylko się potknęłam - wyjaśniła. Bo uwierzę. 
- To czemu płaczesz? 
- Bo osa mnie ugryzła - krzyknęła i uciekła. Otworzyłem usta ze zdumienia. 
Gdy wyszedłem z tego przeklętego lasu, zauważyłem ... 




(Ana) To co wczoraj się wydarzyło było dość...  Dziwne. Ale spoko. Jestem przyzwyczajona, że wszystko jest dziwne. Dzisiaj znów mi się nudziło... Musze chyba sobie znaleźć jakieś zajęcie. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę lasu. Oby znowu nie było tam tych wilczurów. Szłam ścieżką prowadzącą w głąb lasu.
- Cieeemnoo - powiedziałam sama do siebie i szłam dalej. Szłam i szłam, kiedy usłyszałam kroki. No na serio?! Dlaczego ja zawsze muszę kogoś spotykać?! To tylko pech i tyle...  Postanowiłam przyśpieszyć kroku, aby ten ktoś na mnie nie napadł, ani co najlepsze - zgwałcił (xD) Nagle za sobą usłyszałam swoje imię. Odskoczyłam i obróciłam się w stronę tego człowieka. Okazało się, że to był Freduś.
- No hej. Co tam? - podeszłam do chłopaka.
- A spoko. Gdzie się szlajasz po lesie? Znów na wilki chcesz sie załapać? - zapytał a się zaśmiałam.
- Nie, nudziło mi się. A ty?
- Szkoda gadać - odpowiedział i blado się uśmiechnął.
- Mam czas - uśmiechnęłam się i razem zaczęliśmy podziwiać matkę naturę. Gruuboo. Zostać skopanym przez dziewczynę i dwa razy od tej samej dziewczyny dostać z plaskacza... No nieźle. Postanowiliśmy wyjść z tego gęstego zielonego czegoś, ale za nic nam to nie wychodziło. Upss... Chyba się zgubiliśmy...




(Lara) Wstałam dziś w dobrym humorze. Nie miałam ochoty iść do Studia. I tak nie ma ponad połowy zajęć z powodu przesłuchań. Ech... Z moim dobrym humorem postanowiłam, że pierwszy raz od dawna nie pójdę z rana na tor tylko na spacer. Najpierw byłam w parku i nad oceanem. Ach.... Uwielbiam zapach wody... Dla większości ona nie pachnie, ale ja jestem dziwna i czuję jej zapach. Siedziałam tak na plaży kilka godzin, aż postanowiłam iść do lasu. Chodziłam różnymi ścieżkami, aż w pewnym momencie z jednej zboczyłam. Jednak ja - wspaniała Lara- mam świetną orientację w terenie i doskonałą pamięć więc się nie zgubię. Szłam chwilę, aż zauważyłam Federica i Anę. Rozglądali się na wszystkie strony i kłócili, w którą stronę iść.
- Hej! - krzyknęłam do nich, a oni od razu odwrócili się w moją stronę. - Czyżby ktoś się zgubił? - zapytałam ze śmiechem.
- Yyyy... No tak - odpowiedział speszony Fede. On chyba nie lubi przyznawać się do błędu, itd. No nic.
- Pomóc Wam? - spytałam.
- Jeśli możesz - powiedziała z uśmiechem Ana.
- Chodźcie! - krzyknęłam i pokazałam ręką, żeby do mnie podeszli. Wróciliśmy na ścieżkę dzięki mnie, jednocześnie śmiejąc się i rozmawiając na różne tematy. Nagle poślizgnęłam się na błocie i już miałam upaść w całą jego kałużę, kiedy złapał/złapała mnie... i pomógł/pomogła wstać. Po chwili wszyscy wybuchnęliśmy nieopanowanym śmiechem.





(Ana) Dobrze że zjawiła nam się na pomoc Lara. Bez niej chyba byśmy się nie wydostali. Szliśmy tak śmiejąc się i opowiadając o sobie. Nawet mili ludzie, to muszę przyznać. Dzięki niesamowitej bohaterce (którą jest oczywiście Lara) wyszliśmy na ścieżkę. Klęknęłam na kolana i pocałowałam matkę naturę (czyt. trawę) Tfuu... Wyplułam to zielone coś i zaśmiałam się na widok min Federico. Szliśmy dalej,  kiedy nagle Lara wdepnęła w błoto i gdyby nie niesamowita bohaterka numer dwa - czyli ja- jej nie złapała to wpadła by do brązowego brudnego czegoś. Złapałam ją prawie przed upadkiem do mazi. Postawiłam ją na nogi i od razu wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. Po chwili zauważyłam że źle postawiłam jedną nogę, którą niestety (a może i stety?) była w błocie. No pięknie! Chciałam wydostać jakoś moją nogę, ale to błoto było jak ruchome piaski. No proszę, tego jest już za wiele! Zachwiałam się i od razu chciałam złapać równowagę, ale nie wyszło mi to zbytnio po mojej myśli, bo wpadłam do tego błota. Ana idiotka. To przezwisko nawet świetnie do mnie pasuje. Za sobą usłyszałam jeszcze głośniejsze śmiechy. Fajnie się to tak śmiać z dziewczyny która tarza się w błocie? Nie ładnie to tak!
- No ej! Pomóżcie mi! - krzyknęłam, a dwójka od razu się opamiętała i podeszła do mnie próbując wydostać. Po wielu jakże nie udanych próbach, udało się! Jakiś medal się należy. Wstaję na równe nogi i czuję się dziwnie. Jestem lepka i brązowa jak czekolada. Fuuj! Ale to coś jedzie. Jak jakieś gówno, ale dobra. Jestem cała brązowa i lepka! Jak ja mogę się tak pokazać na ulicy?! A walić to! Wszyscy wychodzimy i znajdujemy się w parku. Aha... No fajnie.  Nagle parę metrów od nas słyszę głośny śmiech, który należy do...





(Marco) Szedłem sobie parkiem i myślałem nad tymi wszystkimi egzaminami. Jeżeli chodzi o śpiew to poszło mi nawet nie najgorzej. Tylko ten durny, cholerny taniec. Mówiłem Camili że nie dam rady, ale ona nie,nie. Przez tak mało prób się pogubiłem przy drugim wersie refrenu. Jestem fajtłapą. Nagle, z rozmyśleń wyrwała mnie 3 nastolatków, z czego jedna - Ana była cała w błocie. Od razu wybuchłem niezatrzymywanym śmiechem.
-Co ci się stało ?- pytam podchodząc do nich i ciągle się chichrając.
- Ja się nie śmiałam jak dostałeś deskorolką.
- Śmiałaś się.
- Oj wiem ! - krzyczy głośno na całe BA i zaczyna mi opowiadać o pięknej historii jak znalazła się w błocie, naprawdę fascynujące. Robi się trochę późno więc szybko się z nimi żegnam i idę w kierunku mojego domu. Gdy już jestem prawie pod moim ''schronem'' drogę zagradza mi ...




(Violetta) Czemu muszę żyć w świecie pełnym idiotów? No nic na to nie poradzimy.
Tak naprawdę od kiedy terają egzaminy wstępne, zajęć praktycznie nie ma, bo każdy z nauczycieli jest nimi zbyt pochłonięty. Na szczęście już niedługo się kończą i wszystko powróci do normy oraz dowiemy się ile nowych talentów, które będą razem z nami kształtować tą szkołę, udało nam się zdobyć.
Była jeszcze wczesna godzina, dlatego postanowiłam wrócić okrężną drogą.
Aczkolwiek, nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale zgubiłam się. Nie, pomyliłam  po prostu drogi drogi? Źle skręciłam? Ale nie się nie zgubiłam, tak? Ja mam zawsze wszystko pod kontrolą. Po dłuższej chwili krążenia na tym zadupiu, napotykam tego chłopaka, jak on miał, Marcel? Marco?
- Cześć - wołam z uśmiechem - Marco tak? - Czysty strzał, albo dobrze, albo źle.
- Mhm, ty to Violetta, nie? - Ha! Wiedziałam, że Marco.
- Tak, słuchaj.. Eh, nie wiesz jak dość do centrum?
- Prosto, a na drugim skrzyżowaniu skręcasz w lewo znowu w lewo następnie mijasz księgarnie i skręcasz w prawo, a zaraz po niej w lewo i masz przestanek, dasz radę, - Łatwo mówić? Podziękowałam chłopakowi i ruszyłam za jego oczywistymi wskazówkami? Jednak nie było tak źle? Po godzinie dotarłam do domu, byłam tak zmęczona, że nawet nie czekałam na kolację, tylko od razu położyłam się do łóżka, i odleciałam...

KONIEC.

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 5

Komentujcie! Piszcie, co sądzicie ;>
_______________________________________________________________________


(Violetta) Całą noc nurtowało mnie to jedno pytanie, o kim niewyjśćę dowiedzieć? No, ale z drugiej strony, gdyby to było by coś ważnego na pewno bym się o tym dowiedziała, więc chyba po nie mam po co się martwić, racja? Szybko zeszłam na dół i spróbowałam nawiązać jakąkolwiek rozmowę z moim ojcem, ale nic, cisza. Dlatego postanowiłam wyjść wcześniej z domu, odkąd Angie z nami nie mieszka jest zdecydowanie inaczej, pusto. Nie kieruję się od razu do Studia, tylko do pobliskiego parku, gdzie siadam na jedną z ławek i wyciągam swój zeszyt na zapiski; "Chcę, wpisać się w twoją cieszę i zatrzymać czas. Poruszać się między naszymi pocałunkami i rosnąć razem. Mogę czekać tysiące lat marząc, że przyjdziesz do mnie, bo to życie nie jest życiem bez Ciebie.."
Momentalnie przestałam nucić słowa piosenki, kiedy kątem oka dostrzegłam, że ktoś postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością, odwracam głowę i dostrzegam.. właśnie jak on ma?
- No cześć, cześć, mam małą prośbę - Znowu? Czy ja mam napisane na twarzy 'punkt informacyjny'?
- Zależy o jaką pomoc chodzi.. - Eh, czemu przyczepił się akurat do mnie? Takich jak on znam na wylot. Próbuję udawać takiego wielkiego, chce mieć wszystkie i wszystkich, więc nie dzięki...

(Diego) Byłem totalnie zdesperowany. Pieprzyć te egzaminy, co ja zrobię z tym refrenem? Nie pasuje, nic nie układa się w logiczną całość... Głupia piosenka. Postanowiłem pójść do szkoły i poszukać kogoś, kto chciałby mi pomóc, tam wszyscy się znają tak samo jak ja, ktoś coś wymyśli.
Spotykam więc w parku tę dziewczynę... nawet kojarzę jej imię. Violetta. Ta, głośno o niej. To pewnie zrozumie. Cudownie. Nie jest zbytnio skora do pomocy, ale trudno, niezbyt mnie to obchodzi.
- Chodzi o piosenkę. Nie pasuje mi refren. Może miałabyś jakiś pomysł? - Diego, ton prosząco-przypuszczający? Tego jeszcze nie było. I widać, że nastawienie Violi też się zmieniło. No proszę, muzyka łączy ludzi. Dosłownie. Pokazuję jej kawałek refrenu, który mi nie pasował.
- Ten fragment -  tłumaczę, wskazując palcem (tak, wiem że to nieładnie) na dwie linijki tekstu - on tu nie pasuje. Przychodzi ci coś do głowy?
I to, że jestem taka, moje życie jest szalone... nie wiem. Poczekaj chwilę - i zaczyna coś grzebać w jakimś różowo-fioletowym zeszycie. Pamiętniku? Nieważne, najwidoczniej znalazła to, czego szukała - Wiem! Czuję, jak dużo przeszłam, z tobą wszystko się zmienia. I to, że jestem taka... - hm, faktycznie, to może przejść. Fajnie, ze mi pomogła. To ciekawe, że nagle z osoby niezbyt cieszącej się na mój widok, zmieniła się pod wpływem muzyki. Podziękowałem jej, obdarowując ją jednym z moich najpiękniejszych uśmiechów i odszedłem w stronę Studio, iść w końcu na ten egzamin, kiedy widzę...

(Esmeralda) Buenos Aires, stare kochane Buenos Aires. Tęskniłam za tym miejscem... Tu się urodziłam i wychowałam, tu poznałam mojego byłego męża, Germana. Byłam w ciąży, kiedy moja matka ciężko zachorowała, czułam si w obowiązku być przy niej, pomóc, jej choroby nie dało się wyleczyć w Argentynie, ponieważ tutaj nie ma specjalistów, dzięki którym zwyciężyłby z  chorobą. Poleciałyśmy do Włoch, nie miała nikogo bliskiego oprócz mnie...Violettę widziałam tylko raz na oczy po jej narodzinach, bo zaraz potem musiałam wyjechać.  German uspokajał mnie i obiecał, że przez ten czas zajmie się jak najlepiej naszą córeczką a gdy tylko matka wyzdrowieje, spotkamy się. Wiele się jednak wydarzyło ... to był ciężki czas dla nas wszystkich,oddaliliśmy się od siebie i nie chodzi tu tylko o odległość, rozstaliśmy się... Wróciłam po 3 miesiącach do Buenos Aires gdzie po Germanie i Violi nie pozostało ani śladu, szukałam ich po całej kuli ziemskiej, nikt, nawet policja nie mogła mi pomóc. Po 16-nastu latach nareszcie mam szansę poznać moją córeczkę. Dowiedziałam się od szwagierki, że uczy ona się tu w Buenos Aires, w jakiejś szkole. Cóż wystarczy mi to - pomyślałam i zabrałam się za poszukiwania.  Stud!o On Beat, tak nazywała się ta szkoła. Elen wysłała mi także mapę ze wskazówkami jak dojść do tej szkoły, ale kierując według niej doszłam nad jakiś staw... Stoję przed tym stawem i zastanawiam się co zrobić. Załamałam ręce i spojrzałam na mapę. Esmeralda, geniuszu, źle trzymasz mapę! - karcę się w myślach.
Odwróciłam mapę i podążałam w wyznaczonym kierunku. Widzę na ławce jakiegoś chłopca, śpiewa, bez zastanowienia podchodzę do niego i pytam o drogę do Stud!o.
- To tam no.. pójdzie pani na wprost a potem w lewo - burknął szykując się do odejścia.
- Dziękuję - odpowiadam szorstko i idę we wskazane miejsce.
Dotarłam do dużego żółtego budynku, już z oddali było słychać muzykę. To jest to miejsce - myślę i wchodzę do środka. Stojąc na środku korytarza jak ta idiotka patrzę na te wszystkie dzieci, mając nadzieję, że rozpoznam wśród nich moją córkę. Nie było jej tam, więc zaczepiam jedną/jednego z uczniów tej szkoły aby pokazał/pokazała mi gdzie jest pokój nauczycielski...

(Francesca) Krzątając się po Studio i czekając na pierwszą lekcję, zaczepia mnie jakaś kobieta.
- Przepraszam kochanie, wiesz może gdzie jest pokój nauczycielski? - Spytała wyraźnie zdenerwowana, co chwile rozglądając się nerwowo we wszystkie strony jakby kogoś szukała, okay?
- Na prawo - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Szybko mi podziękowała i zniknęła.
Wydawała się zrównoważona psychicznie, więc cała moja uwaga powędrowała na wchodzącego Federico. Ahh.. - Nie gap się tak! - warknęłam sama do siebie, on nic do ciebie nie czuje, nie łódź się. Obróciłam się i odeszłam, ale to wystarczyło żeby chłopak mnie zauważył, no tak wiem, wyróżniam się w tłumię, oczywiście złapał mnie za rękę i wylądowałam na wprost niego, fajnie!
- Mam pomysł, chodź.. - Uśmiechnął się zadziornie, i po co tak robić?
- Mam lekcję - No, chyba.. Znaczy..
- No więc? Chodź, jest sprawa.. - Nadal naciskał, czy on jest aż tak tępy?  Nie to nie.
- Nigdzie nie idę, tak?! - Warknęłam i po raz kolejny obróciłam się na pięcie.
- Ej, a co z tobą? Czyżby zły okres!? - Tak, oczywiście..
- Bo nie będę na każde twoje zawołanie? -...

( Federico )
Kolejny dzień i ciągle to samo. Ta monotonia zaczyna mnie wykańczać. Gdy wyszedłem z warsztatu, udałem się i wsiadłem do auta , który pożyczyłem od szefa i ruszyłem do Studia.
Tsa... To miejsce serio ma jakieś magiczne moce, bo ciągle chcę się tam wracać.
Wszedłem do szkoły i zauważyłem w tłumie uczniów Francescę .
- Mam pomysł, chodź - uśmiechnąłem się .
- Mam lekcję - odpowiedziała.
- No więc? Chodź, jest sprawa - chyba nie mogłem jej tak od razu powiedzieć co wymyśliłem?
- Nigdzie nie idę, tak?! - warknęła i już chciała odejść.
- Ej, a co z tobą? Czyżby zły okres!?  
- Bo nie będę na każde twoje zawołanie?
- Ugryzło Cię coś ? Mam sprawdzić gdzie?! - zacząłem ją łaskotać, jednak się wyrwała.
- Nawet nie próbuj tych swoich sztuczek - zmrużyła oczy.
- Fran , o co Ci chodzi? Chciałem Ci coś pokazać , a ty się zachowujesz jakbyś wczoraj mnie poznała - spuściła wzrok. - To co ? - wyciągnąłem w jej kierunku rękę. Po chwili wahania ją złapała.
- Masz 10 minut.
- Ok - wyszczerzyłem zęby. Zaprowadziłem ją do auta .
- A ty skąd go masz ? - spytała na jego widok.
- Pożyczyłem. Nie martw się nie ukradłem - otworzyłem jej drzwi, a ona wsiadła do samochodu.
Po 5 minutach znajdowaliśmy się już na przedmieściach miasta, dokładnie na jednym ze wzgórz.
- I to chciałeś mi pokazać? - powiedziała znużona .
- Nie mów , że Ci się nie podoba, bo będziesz wracała z buta - odpowiedziałem.
- Nie no ładnie jest - pokazała mi język .
Nagle z zarośli wybiegł/a ...

(Ana) Dzisiaj zdecydowanie mi się nudziło, bo mądra Anka z buta poszła na jakieś wzgórze na przedmieściach miasta. Tak, Ana geniusz! Szlajałam się po wzgórzu, aż w krzakach nie usłyszałam jakiegoś szelestu. Postanowiłam to sprawdzić a tam nic nie było. Chciałam wychodzić z tych krzaczorów ale usłyszałam czyjeś głosy, więc się powstrzymałam i postanowiłam podsłuchać. 
- I to chciałeś mi pokazać? - skądś kojarzyłam ten głos. Najeżdżał włoskim akcentem... No tak! To ta... Jak jej tam? Francesca? Mniejsza.
- Nie mów, że Ci się nie podoba, bo będziesz wracała z buta - odpowiada głos znów z włoskim akcentem. To przecież Fredrico? Federico? Kij z tym! Po chwili usłyszałam jakieś bzyczenie. Odwracam głowę, a tam co?! Osa! Zaczynam machać rękami na prawo i lewo jak głupia i wybiegam z tych przeklętych zarośli krzycząc: Oso! Leć sobie! Zostaw biedną Anke w spokoju! Co ja ci zrobiłam?! - Freduś i Franka wybuchają śmiechem. No fajnie to się tak śmiać z dziewczyny uciekającej przed Osą?! 
- Może by tak ktoś pomógł?! - krzyczę nadal biegając i wymachując rękami. Fredek wziął mnie i Franke za rękę i pociągnął przed siebie nadal się śmiejąc, ale ta osa za nic nie chce od nas odlecieć. Biegniemy przed siebie śmiejąc się w niebo głosy. Nagle z jakiś niewiadomych czynów znajdujemy się nad jeziorem.  Osa na moje szczęście mnie zostawiła w spokoju. Staję na końcu drewnianego pomostu i podziwiam piękne widoki, kiedy czuję że ktoś mnie popycha i ląduje w lodowatej wodzie...


(Violetta) Dobra, myliłam się. Nie sądziłam, że może nam wyjść całkiem przyzwoita piosenka. To dziwne, że wystarczy jedynie kartka papieru żebym zmieniła swoje nastawienie do niego, nie jest aż taki zły, prawda?
Muszę przyznać że śpiewa naprawdę dobrze, ma zagwarantowane miejsce w Studio.
W przerwie w zajęciach udałam się do parku, nad małe jeziorko, kiedyś w dzieciństwie przychodziłam tam razem z ojcem. Oczywiście i kogo tam zauważam? Moich głupich przyjaciół, i Ane?
Nie wiem czemu, ale nabrała mnie dziwna ochota wrzucenia ich do wody, czy to jest normalne? Brakuje mi rozrywki. Jak pomyślałam tak i zrobiłam, najpierw w wodzie wylądowała Francesca, a potem Ana. Za nim się połapały co właściwie się stało, odeszłam zostawiając Federico, to chłopak będzie miał kłopoty, dobrze mu tak, ha! Wracając powrotną drogą nie mogę pohamować śmiechu, przez co wpadam na jakąś kobietę...

(Esmeralda) Wracając ze Studia rozmyślałam o mojej córeczce, widziałam ją niemal w każdym dziecku uczącym się tam, ale jednak nie - to nie było to. Zobaczyłam, że zabrakło mi moich leków na depresję więc czym prędzej (żeby nie zwariować) udałam się do apteki. Szłam gadając sama do siebie jaką to jestem złą matką kiedy wpadłam na pewną dziewczynkę. Niesamowicie przypominała moją córkę te same oczy, ten sam uśmiech i włosy.
- Violetta, Violetta! - wrzeszczę nie pohamowanie.
- Tak? - patrzy na mnie zdziwiona dziewczyna.
- Tęskniłam za Tobą! - łapię dziewczynę i przyciskam do siebie.
- Ale proszę pani, ja pani nie znam - krzyczy, wyrywając się dziewczyna.
- Mam omamy?! - patrzę jej w oczy i histerycznie pytam. Dziewczynka tylko patrzy na mnie zmieszana.
- Pani się chyba źle czuje... może pojedziemy do lekarza, dobrze? - proponuje łagodnie.
- Nie wzięłam leków. Powiedz mi czy nazywasz się Violetta Castillo? - pytam już nieco spokojniej ale nadal jak wariatka.
- Tak? Znamy się? - pyta dziewczyna.
- Nie - odpowiadam i twarz zalewa mi się łzami. - to ja już pójdę.. - mówię i kieruję się do odejścia kiedy...

(Violetta) No tak, w porządku. To przecież całkiem normalnie kiedy obca kobieta wpada w histerie na mój widok i rzuca mi się na szyję, to ja się w takim razie nie znam.
- Pani się chyba źle czuje.. może pójdziemy do lekarza, dobrze? - spytałam łagodnie, bo to nie jest normalnie, może coś się stało?
- Nie wzięłam leków. Powiedz mi czy nazywasz się Violetta
Castillo? - Z tego co mi wiadomo to tak.
- Tak? Znamy się? - Odpowiedziałam podejrzliwie, no nie przypominam sobie?
- Nie, to ja już pójdę - Czy pani sobie żartuje? Nie znamy się, a zna pani moje imię? Ciekawe skąd! Przez chwilę stałam w bezruchu, no ale jednak coś musi być na rzeczy, od razy przypomniałam sobie rozmowę mojego ojca z Ramallo, przypadek? Nie sądzę. Nagle kobieta się odwraca..
- U-MIX... Tak, znam Cię z tego internetowego czegoś... Przepraszam, za bardzo się ekscytuje takimi programami, uważam że masz świetny głos, naprawdę - No to może być fakt, Violetta przewrażliwiona osobo, uspokój się! Rozmawiałyśmy przez chwilę, ale była bardzo roztrzepana? Raz zalewała się łzami, a raz się śmiała, no fajnie? Kiedy miałam już odejść, zauważyłam Angie, i od razu rzuciłam się jej nie szyję.
- Esmeralda... Co ty tu robisz? - Spytała surowo moja ciotka.
- Angeles... - Cóż za napięcie.

(Angie)Urwanie głowy z tymi przesłuchaniami! Co roku jeszcze więcej zgloszeń trafia do dyrekcji,a szkoła zyskuję na prestiżu. Niezmiernie się z tego cieszę,jednak odliczam godziny do zakończenia całego "szaleństwa". Wracała do domu z jednej strony szczęśliwa,a z drugiej lekko poirytowana i niepewna? Od pewnego czasu German chodzi jakiś podenerwowany i każdy gest go płoszy.. Oczywiście jak zwykle próbuję ukryć swoje prawdziwe uczucia za "maską obojętności", znam go jednak na tyle dobrze,że potrafię odróżnić jego prawdziwe "ja" od tego udawanego.. W końcu zajeło mi bardzo dużo czasu,aby rozbić ten mur,który wokół siebie utworzył.
Ten zawadiacki uśmiech i błysk w czekoladowych oczach był obeczny przez tyle lat,a teraz nagle zanikł..
Automatycznie zaczełam obwiniać za całą sytuację Esmeralde. To ona zniszczyła świat Germana i Violetty tak nieodwracalnie. Byłyśmy siostrami. Ja jednak tak nieuważałam..
Miałyśmy jednego ojca i jedną matkę z taką różnicą,że ja od kiedy tylko sięgam pamięcią, mieszkałam z ojcem. Zawszę gdy pytałam się o moją matkę,mówił,że nie chciała mnie,dlatego wyjechał ze mną do Hiszpanii. To mi wystarczyło,aby ją znienawidzieć.
Z Esmeraldą widziałam się kilka razy w życiu. Ona-ułożona i poważna. Ja-zwariona i wiecznie śmiejąca..Podobno przeciwieństwa się przyciągają jednak w naszym przypadku było niedorzecznym stwierdzeniem. Mimo wszystko tata ją kochał.
Lecz,gdy 13 lat temu dowiedziałam się od ojca,że zostawiła swojego męża i małą córeczkę ją także znienawidziłam,a ojciec urwał z nią wszystkie kontakty i pochłonął się pracy. Nie mogłam znieść myśli jak teraz czuje się jej maż,to niewinne dziecko..
Obiecałam sobie,że gdy dorosnę odszukam ich i pomogę. Tak też się stało..
Pięć lat później mój ojciec został dyrektorem Stud!aOnBeat w Buenos Aires,a ja automatycznie nauczycielką śpiewu.Nigdy nie myślałam,że odnajdę tam Violette i Germana.. Viola była wspaniałym dzieckiem,a między mną a Germanem narodziło się uczucie,które zostało zagłuszone przez nasze więzy rodzinne,a zupełnie oddaliśmy się opiekowaniu małej Violi..
Uczucia które tłumiliśmy w sobie przez tyle lat musiały w końcu ujrzeć światło dzienne i od dwóch lat jesteśmy razem. I co mogło się tak nagle popsuć?
Z nurtującymi myślami przemierzałam park,aż nie poczyłam dłońi które objeły moją szyję.
Od ponad dziesięciu lat jedna osoba zawszę mnie tak wita i nie miałam wątpliwości,że to viOLAtta Popatrzyłam na kobietę stojącą niedaleko nas..
Tan wyraz twarzy...Jakby znajomy??... I nagle mnie olśniło. To niemożliwe!!!
-Esmeralda... Co ty tu robisz? - rzekłam sucho.
-Angeles... - powiedziała i zamilkła przyglądając się mi z otwartymi ustami.
W jej oczach można było zauważyć łzy,które usilnie próbowały się wydostać; ja nadal stałam przyciskając do siebie Violę... Momentalnie dopadło mnie współczucie i niewiarygodna troska o nią..
- Violu... Czy mogłabyś pójść prosto do domu jeśli Cię poproszę?
- Alee... - nie dokończyła,gdyż widząc na mojej twarzy malujący się smutek skapitulowała - Jasne - zmierzyła nas obie niepewnym wzrokiem i odeszła..
- Przyjechałam spotkać się z córką - rzekła na tyle pewnie, ile mogła.
- Nie śpieszyło Ci się coś z tą wizytą! Co chcesz tym wszystkim osiągnąć?! Myślisz, że jeśli pojawisz się w jej życiu od razu przyjmie Cię z otwartymi ramionami?! Myślisz, że zdołasz wytłumaczyć dlaczego nie było Cię przez szesnaście lat jej życia?! I że kiedykolwiek z jej ust usłyszysz"Mamo"?!-emocje stawały się silniejsze z minuty na minutę...
-Ty nic nie rozumiesz Angie! - krzykneła przez łzy.
-Rozumiem wszystko oprócz ciebie i wcale nie chcę poznać twojego chorego toku myślenia Esmeraldo! Znam Violette lepiej niż kogokolwiek. Od kilkunastu lat naprawiam twoje życiowe błędy... I musisz wiedzieć jedno: Viola i German są dla mnie najważniejsi i jeśli będziesz chcieć zniszczyć ich szczęście to ja nieręcze za siebie! - powiedziałam i jak najszybciej odeszłam ledwo powstrzymując łzy.
Tyle błędnych myśli rodziło się w głowie,ale ciągle dochodziłam do jednego wniosku:"Muszę ich chronić"!
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ranieniu. Był/a to...

(Emma) Właśnie idę przez park do Studia, żeby zdać egzamin z tańca. Postanowiłam zdać go w pierwszy dzień egzaminów, żeby mieć to już z głowy. Idąc parkiem rozmyślam o wczorajszym dniu. Poznałam dwóch chłopaków: Marco i Maxiego. Marco był miły i nieśmiały, ale potem nawiązałam z nim więź i rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele. Słyszałam przez chwilę jak śpiewa i ma naprawdę cudowny głos. Po nim poznałam Maxiego. Chłopak zauroczył mnie. Po pierwsze sam do mnie podszedł, a po drugie widać było, że zależy mu na rozpoczęciu tej znajomości. Był przesłodki i prawił mi komplementy. Potem powiedział, żebym pokazała mu mój układ. Nie mogliśmy go niestety poćwiczyć, ponieważ sala była zajęta. Był tam Marco z Cami i byli szeroko uśmiechnięci, poczułam w środku trochę zazdrości. Zauważyłam, że chłopacy się kłócą, a ta ruda dziewczyna rzuciła propozycję pojedynku, więc wreszcie się odezwałam i zgodziłam. Miałam wrażenie, że ja i Maxi wygrywamy, ale wspólnie ustaliliśmy remis. Potem Maxi odprowadził mnie do domu i na koniec powiedział, że jeżeli podczas układu tańczę tak jak w czasie pojedynku to nie jestem żadną łamagę tylko utalentowaną dziewczyną. Później pożegnaliśmy się, a on dał mi całusa w policzek i odszedł. Byłam cała zarumieniona i czułam motyle w brzuchu. Kiedy dziś wstałam pomyślałam o Maxim i od razu byłam cała w skowronkach. Potem dopiero się uspokoiłam, bo przecież nic konkretnego się nie stało, ale i tak byłam szczęśliwa. Po chwili poczułam, że słońce razi mnie w oczy, więc wróciłam do rzeczywistości i odwróciłam głowę. Ujrzałam nauczycielkę ze Studia, podeszłam do niej i położyłam jej dłoń na ramieniu.
- Dzień dobry! Wszystko dobrze? - spytałam z uśmiechem, ponieważ nauczycielka wyglądała na mocno zdenerwowaną.
- Yyyyy... Tak. Tak, wszystko dobrze. - odpowiedziała już lekko uspokojona nauczycielka. - A tak w ogóle kim jesteś? - spytała.
- Ja jestem Emma, kandydatka do Studia. - powiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Aaa.. Tak, już Cię pamiętam. - zaśmiała się. - Przepraszam, ale muszę już iść.
- Do widzenia! - powiedziałam, a nauczycielka odeszła.
Postanowiłam iść dalej, jednak potknęłam się o kamień na chodniku. Czułam, że zaraz będę na ziemi, więc zamknęłam oczy. Czekałam kilka chwil, jednak nic takiego się nie stało.
- Możesz już otworzyć oczy! - usłyszałam nagle czyjś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam..., który/która szeroko się uśmiechał/uśmiechała...

(Libi) No pięknie! Od jakiegoś ucznia w Studio dowiedziałam się, że egzaminy ze śpiewu były wczoraj! Ale wtopa! I co ja mam teraz zrobić?! No dobra... Pójdę i się zapytam czy mam jeszcze jakąś szansę. Weszłam do budynku i jakiegoś ucznia zapytałam gdzie znajduje się pokój nauczycielski. Pokazał mi palcem gdzie mam iść i skierowałam się przez wskazany kierunek. Otworzyłam granatowe drzwi i weszłam do środka. Na  fotelu siedział starszy pan, który od razu ma nie spojrzał, a ja zapytałam:
- Czy mam jeszcze jakieś szanse na egzaminie ze śpiewu? - staruszek tylko się uśmiechnął i powiedział, że bez problemu znajdzie się dla mnie jakieś miejsce. Wręczył mi formularz i powiedział, że już jutro będę mogła się wykazać na egzaminie ze śpiewu jak i tańca. COOO? Jak ja dam radę coś wymyśleć w tak krótkim czasie?!  Libi... Nie panikuj, spokojnie dasz radę. Wdech i wydech. Ale jak ja mam się nie denerwować, kiedy będę miała egzamin z tańca i śpiewu w tym samym czasie?! Szybko uzupełniłam kartkę o ile pamiętam Antoniu i wyszłam szybko do jakieś sali aby coś na szybko wymyśleć. Postanowiłam, że zaśpiewam tą piosenkę którą wczoraj grałam na keyboardzie. Była spoko, więc czemu by tu nie spróbować? Zaczęłam próbować, się jej nauczyć, ale za nic mi to nie wychodziło bo ciągle tylko się stresowałam. Po chwili postanowiłam trochę wyczilować i się trochę uspokoić bo stres mi nic nie da. Po jakiś 30 minutach piosenka była opanowana, no może nie do końca, no ale zawsze coś. Poszłam do innej sali i zaczęłam układać jakiś układ. Wychodziło mi to... Całkiem nieźle. Może mam jakieś szanse? Po godzinie ćwiczenia postanowiłam wyjść przed Studio i trochę odreagować. Nagle zauważyłam dziewczynę która za chwilę by wylądowała na ziemi jak długa, gdyby nie ja. Szybko do niej podbiegłam i złapałam. Dżentelmenka ze mnie kurde jakaś. Zauważyłam, że dziewczyna ma zamknięte oczy więc powiedziałam:
- Możesz już otworzyć oczy! - uśmiechnęłam się szeroko, a dziewczyna o blond włosach otworzyła oczy i się uśmiechnęła.
- Dzięki za pomoc - powiedziała. 
- Spoko. Zawsze do usług - powiedziałam i zaśmiałam się. 
- Jestem Libi, a ty? - zapytałam podając jej rękę. Dowiedziałam się że ma na imię Emma, uczy się w Studiu, a jej ojciec jest burmistrzem miasta. Hm... Ciekawe jak to jest mieć takiego ojca... Ale dobra! Nasza rozmowa trwała jeszcze chwilę, a potem każda z nas poszła w swoją stronę. Weszłam do domu i szybko wbiegłam po schodach do mojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i ze tego całego zmęczenia, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...

KONIEC!

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 4

Zapraszamy do komentowania!
_______________________________________________________________________

( Federico )
Obudziłem się jak zwykle wcześniej. Głowa strasznie mnie bolała i najchętniej zostałbym cały dzień w domu, ale trzeba jakoś ogarnąć to wszystko.
Zrobiłem dla Jorga śniadanie, a on szybko je zjadł. Wie w jakiej sytuacji się znajdujemy i nigdy na nic nie narzekał.
Wyszliśmy w domu , a ja zaprowadziłem go do cioci, bym sam udał się do pracy - pracuję dorywczo u mechenika samodowego. Pieniądze choć marne, ważne , że są.
Idąc centrum, spotykam ...

(Violetta) Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadły przez otwarte okno, czemu nikt go nie zamknął, eh?! Obróciłam się na prawy bok by spojrzeć na zegarek, kto normalny wstaje o szóstej?! Jęknęłam cicho podnosząc się z łóżka, jak przypuszczałam dom był całkowicie pusty, to aż dziwne.
Zjadłam szybko płatki z mlekiem i wyszłam z domu, do zajęć miałam jeszcze zbyt dużo czasu by się śpieszyć, dlatego wybrałam się do centrum miasta, gdzie spotykam Federico, ale szybkim krokiem wyminęłam chłopaka. Z braku lepszych zajęć, udałam się na zajęcia. Wchodzę do prawie pustej klasy, gdzie znajduje się jedynie... grający/a na gitarze...

(Diego) Powiedz mi, w jakim rytmie mam tańczyć,
Chodź tutaj, pozwól się pocałować,
Wiem, że ci się spodoba,
Tym stylem uda mi się cię zdobyć.
Mam wątpliwości co do zdawania do tej szkoły. Nie chodzi o żaden stres czy coś w tym stylu, wiadomo, że to przez to nikomu nie idzie. Wiem, że się dostanę i już.
Ale czy tylko mnie cholernie wkurza, jak próbuję coś ćwiczyć, a wiecznie ktoś mnie podsłuchuje? To już się robi nudne. Dzisiaj(czy tam jutro - nie pamiętam?) są te egzaminy i może chciałbym coś ogarnąć z piosenką? Nie no, po co. Więc, drogie dziewczę, idź sobie.
A, ja ją znam! To jedna z tych pokrak, które nie umieją chodzić. O, czyli ona się tu uczy. Warto pamiętać.
- Ładna ta piosenka - odzywa się. Czy ja cię prosiłem o komentarz? - Zdajesz do Studio?
- Mhm, tak - odburkuję, ale właściwie to przypominam sobie, że może mi udzielić ważnych dla mnie informacji. - Nie wiesz przypadkiem, kiedy dokładnie odbywają się egzaminy?
Udziela mi dokładnej odpowiedzi. Egzaminy ze śpiewu odbywają się od dzisiaj i będą trwały trzy dni, z tańca - od jutra, również trzy dni.
Dziękuję dziewczynie i wychodzę z klasy. Idę korytarzem w stronę wyjścia, kiedy nagle zaczepia mnie jakaś osoba...

(Emma) Skończyły się wakacje i mój ojciec, który jest burmistrzem Buenos Aires pozwolił mi wybrać sobie szkołę. Do tej pory uczyłam się w prywatnych szkołach, jednak nie byłam w nich szczęśliwa. Postanowiłam więc zapisać się do szkoły artystycznej - Studia OnBeat.
Wybrałam się więc do szkoły, aby oddać papiery. Zamyślona wchodzę do budynku i zaczepiam jakiegoś chłopaka.
- Hej! Uczysz się tu? - pytam radośnie, jednak po chwili uśmiech znika z mojej twarzy.
- Nie! - burczy nieprzyjemnie i odchodzi. Aha, okey...
Idę dalej i zaczepiam kolejną osobę, tym razem dziewczynę.
- Cześć! Jestem Emma! Mogłabym Cię o coś spytać? - pytam ponownie z uśmiechem. Dziewczyna odwzajemnia mój gest i mówi:
- Hej! Miło mi Cię poznać. Jestem Fran! Jasne pytaj! - mówi z szerokim uśmiechem. Przynajmniej ona wygląda na miłą.
- Wiesz może gdzie mogłabym oddać moje papiery zgłoszeniowe? - pytam.
- Tam jest pokój nauczycielski. Tam możesz oddać papiery.- mówi i wskazuje mi pomieszczenie.
- Dzięki i mam nadzieję do zobaczenia! - rzucam i odchodzę.
Ruszam do pokoju nauczycielskiego, ale potykam się i wpadam na..., który/która uśmiecha się i pomaga mi wstać...

(Ludmiła) Kiedy w końcu skończą się te głupie egzaminy. Mamy już dosyć w Studio ludzi pozbawionych talentów. Idąc korytarzem mojej szkoły, wpadła na jakaś dziewczyna. Mogłam jej wstać, może lekko się uśmiechnęłam.
- Może uważaj jak chodzisz! - uśmiech zniknął z mojej twarzy
- Przepraszam, chodzisz do Studia? Jestem Emma - przywitała się blond dziewczyna
- A jak inaczej? Mam nadzieje że ty nie! - uśmiechnęłam  - A jak inaczej? Mam nadzieje że ty nie! - uśmiechnęłam się lekko
- Zawsze tak miło witacie nowych?
- Tak! Ja tak, a teraz nie mogę na Ciebie marnować mojego cennego czasu, więc LUDMIŁA ODCHODZI! - krzyknęłam jej głośno w twarz
- Okej? - zrobiła dziwną minę. Nie mając ochoty z nią gadać poszłam sobie. Odchodząc od tej dziewczyny, która jest dziwna spotkałam...

(León) Wstałem nawet punktualnie. Mogłem jeszcze zdążyć na pierwszą lekcję, więc szybko wyszedłem z domu i poszedłem do Studio. Szukając wzrokiem kogoś znajomego, który kojarzy nasz nowy plan lekcji, wpadam na Ludmiłę.
- Nie o ciebie mi chodziło - prycham.
- Co? - udaje, że wcale jej nie znieważyłem, mhm.

- Wiesz, z kim mamy pierwszą lekcję? - wzdycham, rezygnując z próby wytłumaczenia jej czegokolwiek.
O dziwo uzyskuję od niej odpowiedź. Zmierzam więc właśnie samotnie ku sali od tańca, po drodze zahaczając o swoją szafkę. Mógłbym ją wreszcie kiedyś posprzątać, eh... w stosie kartek z nutami i tekstami piosenek coś przykuwa moją uwagę. Nie boję się, już wiem kim jestem, wiem czego szukam i gdzie idę... Hoy somos mas. Ciekawe, skąd to się tutaj wzięło. Ten tekst mówi o zmianach. O jakich zmianach? Czy wpadł mi w ręce przez przypadek?
Brawo León, doszukujesz się sensu życia w jakiejś piosence, a to tylko twoja wina, że tu jest, bo nie chciało ci się ogarnąć szafki. Idę na lekcję, a przed klasą spotykam...


 (Tomas) Przechodzę korytarzem, kierując się do klasy. Przed nią widzę Leóna. Wygładzam moją koszulkę, poprawiam włosy i idę.
- Cześć León! - rzucam wesoło,
- Cześć - rzuca oschle. Zrobiło mi się bardzo przykro, ale pociągnąłem cicho nosem i było okej. Staram się naprawić swoje stosunki z Leónem, bo mieliśmy, khem, małe spiny wcześniej. Wiem, że to będzie trudne, ale od czegoś trzeba zacząć.
- Więc... Idziesz na lekcję, tak? - pytam jak idiota. Serio, Tomas?
- Nie, stoję sobie i podziwiam drzwi.
- Och... To... Mam nadzieję, że ci się podobają, bo... są ładne, tak. - mówię, po czym jak najprędzej wchodzę do klasy. Brawo, Tomas, jesteś geniuszem. Naprawdę.
Lekcja mija nudno, bardziej interesowały mnie drzwi. Czemu León tak sarkastycznie odpowiedział używając do tego drzwi? Przecież one naprawdę są ładne, no.
Wychodzę z klasy i kieruję się do Resto, ponieważ mam wolną chwilę, a chcę koktajl. Przed nim widzę...

(Diego) Tak więc trzeba by się ruszyć i iść na ten egzamin... ale to później. Przecież się nie pali. Przed południem wychodzę z domu i idę do tego takiego fajnego baru przy Studio. Zamawiam koktajl z mango i myślę nad swoją piosenką. Chociaż napisałem ją już daaaawno, wydaje mi się, że czegoś w niej brakuje, tylko jeszcze nie wiem czego. Ale coś wymyślę.
Rozglądam się po barze. Wydaje mi się, że prowadzi go rodzina jednej z uczennic Studio. Ona jest, hm, Włoszką? Chyba. Płacę rachunek i wychodzę z budynku, przed którym spotykam tego chłopaka. Jak on miał? Tomas? Taki trochę jest, khem... nazbyt wesoły? To u niego normalne, czy tak tylko na mój widok?
Wita się ze mną (wesoło) i pyta się (wesoło) czy idę do Studio. Więc mu odpowiadam (niewesoło) że idę, bo co mam robić? Wchodzimy razem do szkoły, a wtedy podchodzi do nas...

(Libi) Kolejny dzień i nowe możliwości. Studio On Beat... Coś ciągnie mnie do tej szkoły, ale sama
nie wiem co. A może by tak spróbować? Hm... A co mi tam! Raz kozie śmierć!  Trzeba spróbować, jak nie to trudno. Wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi i skierowałam się w stronę Studia. Tylko co by tu im zaprezentować? Oto jest pytanie! A teraz na poważnie... Co ja im zaprezentuje?! Dobra, kij z tym. Coś się potem wymyśli. Szłam przez park, aż trafiłam na kolorowy budynek. Wchodząc do środka zauważam jakiegoś facia i chłopaka którego wcześniej spotkałam w parku. Podchodzę do nich i pytam kiedy odbywają się castingi. Szatyn o odpowiada że za parę dni. Ale kiedy dokładnie do nie może powiedzieć. No bo po co?! Wzruszam tylko ramionami i wchodzę do środka. Chyba nic się nie stanie jak wejdę do środka i się po rozglądam co nie? Wchodzę do jakiejś pustej sali i podchodzę to keyboardu. Kładę ręce na klawiaturze i po chwili zauważam jakąś piosenkę która leżała na owej rzeczy. Biorę ją do ręki i szybko czytam tekst po czym lekko się uśmiecham. Opieram kartkę i znów kładę ręce na klawiaturze, aby zagrać. Naciskam na klawisze, a z moich ust wypływa piękny głos... Ale... To ja tak śpiewam?! Niee, to niemożliwe. Dziewczyna która nigdy nie miała bliskiego kontaktu z muzyką umie ładnie śpiewać? Nie uwierzę w to. Gdy skończyłam grać usłyszałam czyjeś brawa. Podnoszę głowę do góry, a o framugę drzwi opiera się...

(León) W przerwie pomiędzy zajęciami łażę bez celu po Studio. Nie widzę nikogo znajomego, te egzaminy to jakaś porażka. Wchodzę do którejś, wydawałoby się pustej klasy, ale kiedy przyglądam się uważniej, zauważam dziewczynę, którą poznałem kilka dni temu, Libi. Przysłuchuję się, kiedy gra i śpiewa. Muszę przyznać, że wychodzi jej to całkiem dobrze. Ba! Na tyle dobrze, że wiem, dostanie się bez problemu. I dobrze, takich ludzi nam potrzeba. Kiedy kończy, pozwalam sobie na ciche brawa. Spogląda na mnie ze zdziwieniem.
- Ładnie śpiewasz. Bardzo ładnie - podchodzę do niej, zabierając nuty i przyglądając się im dokładnie. - Co to za piosenka?
- Dzięki - uśmiecha się promiennie. - Nie wiem, leżała tutaj... - hm, no ja też nie wiem. Cóż, może kiedyś się dowiemy.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, ale rozbrzmiewa dzwonek i klasa zaczęła zapełniać się uczniami. Żegnam się z dziewczyną i idę do swojej klasy. Lekcja z Angie trwa w najlepsze, kiedy wbiega spóźniony/a....

(Emma) Czy ja zawsze muszę na kogoś wpadać?! Po krótkiej wymianie zdań z piękną blondynką udałam się do pokoju nauczycielskiego i oddałam papiery dyrektorowi Studia, który przyjął je z uśmiechem. Opuściłam pomieszczenie i wyszłam przed Studio, następnie usiadłam na jednaj z ławek.  Już od kilku dni wiedziałam, że zapiszę się do Studia, więc miałam czas, żeby poćwiczyć wybraną prze siebie piosenkę. Choreografię taneczną, też już umiem, ale muszę jeszcze poćwiczyć. Może ta niedawno poznana Francesca mi pomoże? Przydałoby się... No nic. Słyszałam, że egzaminy ze śpiewu są od dziś, a z tańca od jutra, więc może dziś zdam jeden z egzaminów? Tak to dobry pomysł. Uśmiecham się sama do siebie na tę myśl. Udaję się do sali muzycznej, gdzie podchodzę do keyboardu i zaczynam grać "Nel Mio Mondo". Wybrałam tę piosenkę, ponieważ bardzo dobra umiem włoski. Uczyłam się go w prywatnych szkołach przez lata, a poza tym moja rodzina pochodzi z Włoch i często jeżdżę tam w odwiedziny do babci i dziadka. To we Włoszech urodził się mój tata, moja mama pochodzi z Wielkiej Brytanii, a konkretnie z Anglii. Poza tym ta piosenka bardzo mi się spodobała, gdy pierwszy raz ją usłyszałam. Po skończeniu śpiewania postanawiam udać się do sali, gdzie odbywają się egzaminy, może akurat będę mogła zdawać. Nie wiem, w której to sali, więc biegam od jednego pomieszczenia do drugiego. Wpadam nagle do klasy, gdzie właśnie trwa lekcja, a wzrok wszystkich skupia się na mnie...
- Przepraszam! - krzyczę od razu. - W której sali są egzaminy? - pytam już ciszej.
- W tamtym pomieszczeniu - oznajmia mi nauczycielka z uśmiechem. Dziękuję jej i wychodzę z klasy. Po wyjściu z niej wybucham cichym śmiechem, to musiało być dziwne dla uczniów. Udaję się do pomieszczenia wskazanego przez nauczycielkę, gdzie ponownie spotykam dyrektora, który jest również nauczycielem. Po krótkiej rozmowie z nim dostaję pozwolenie wejścia na scenę. Słyszę pierwszy dźwięki Nel Mio Mondo i daję się ponieść muzyce. Jestem w tym momencie szczęśliwa. W trakcie mojego występu do sali wpada..., a ja automatycznie przestaję śpiewać....


(Marco) No fajnie, ktoś mi powiedział że egzaminy były wczoraj, narobiłem z siebie wieeelkiego błazna. Dopiero jak spotkałem dyrektora, Pablo, kazało się że egzaminy ze śpiewu są dzisiaj. Przynajmniej się przygotowałem.  Szybko popędziłem do Studia. Z jednej z sal usłyszałem głosy nauczycieli, a potem melodię
do jakiejś piosenki. Chciałem podglądnąć kto śpiewa, jednak jak zwykle mi się to nie udało i wpadłem z hukiem do sali.
-Przepraszam, to było nie chcący- zwracam się do nauczycieli, a do dziewczydny szeptam by śpiewałam dalej. Szybko wychodzę i siadam na jednej z ławek pod salą. ''Jestem wielki idiotą, jak można wparować do sali w trakcie przesłuchań'' Z ciekawości sprawdzam listę. Okazuje sie że mam numer 12. Czyli wchodzę po następnej osobie.
-Denerwujesz się ? - pyta ...

(Emma) Ten chłopak, który wpadł na moje przesłuchanie jest chyba podobny do mnie - wpada nie tam gdzie trzeba i nie wtedy kiedy trzeba. No, ale cóż... Niektórzy już tak mają. Chłopak szepnął mi, żebym śpiewała dalej, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie. Niestety opuścił salę, szkoda. Gdy piosenka się skończyła usłyszałam ciche brawa. Spojrzała na nauczycieli.
- Brawo! - powiedział Beto, przynajmniej tak pisało na tabliczce przed nim.
- Masz naprawdę ładny głos! - dodał Pablo. - Jak pójdzie Ci równie dobrze na egzaminie z tańca bez problemu się dostaniesz! - dodał z uśmiechem. Podziękowałam i wyszłam z sali. Na ławce obok niej zauważam TEGO chłopaka.
- Denerwujesz się? - pytam
- Tttak - mówi zdenerwowany.
- Nie masz czym, po prostu daj się ponieść muzyce i bądź szczęśliwy! Pamiętaj robisz to dla siebie i to ma Ci dawać radość! - krzyczę do niego z entuzjazmem,
- Hah! Dzięki! - śmieje się do mnie. - Naprawdę poprawiłaś mi humor. Tak w ogóle jestem Marco.
- A ja Emma - odpowiadam mu z uśmiechem. - Jestem pewna, że zaśpiewasz świetnie - komplementuje go, na co chłopak leciutko się rumieni.
- Dzięki Emma - odpowiada mi szeroko uśmiechnięty. Dopiero teraz zauważam, że ma piękne piwne oczy. - Ale piękne oczy... - rozmarzam się i uśmiecham na tę myśl słodko. Po chwili jednak wracam do rzeczywistości, słysząc cichy śmiech chłopaka. - Czy ja to powiedziałam na głos?! - denerwuję się i czuję, że na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- Tak - odpowiada radośnie chłopak.
- Przepraszam... - mówię cicho.
- Nie masz za co, to było miłe. - podnosi mój podbródek i uśmiecha się. Odwzajemniam jego uśmiech, gdy przerywa nam głos, prawdopodobnie Pablo.
- Numer 12 prosimy do sali! - woła dosyć głośno. Marco wstaje, a ja mówię mu jeszcze "Powodzenia!", po czym chłopak odchodzi puszczając mi jeszcze oczko przed wejściem do sali. Uśmiecham się sama do siebie i chcę podejść pod drzwi, by posłuchać jego śpiewu, jednak gdy wstaję i stawiam pierwszy krok ... łapie mnie za nadgarstek...


(Maxi) Kolejni ludzie zawitają w naszym Studio. Im więcej osób tym lepiej. Każdy coś nowego wnosi a to naprawdę jest fajne. Postawiłem posłuchać wszystkich występów siedząc na korytarzu aż usłyszałem na prawdę piękny dziewczęcy głos. Po kilku chwilach do sali bez pukania wparował Marco i w tym samym tempie z niej wyszedł. Po około dwóch minutach z sali przygotowanej specjalnie na przesłuchania ze śpiewu wychodzi średniego wzrostu blondynka o nieziemskim wyglądzie. Jeśli to Ona tak śpiewała to jest aniołem z moich marzeń. Podchodzi do Marco i rozmawiają jak starzy przyjaciele nie zwracając nawet uwagi na to że jestem niedaleko.
Po jakimś czasie Marco zostaje wezwany przez Pabla a dziewczyna siedzi sama. Postanowiłem że spróbuję zagadać. Podchodzę do niej od tyłu i łapię za nadgarstek. Odwraca się gwałtownie w moją stronę i piszczy.
- Co ty robisz ! - No tak nie przemyślałem tego. Ona się przestraszyła.
- Sorry... Ja.. Ja.. Jestem... Maxi a ty ? - Jąkałem się jak nigdy.
- Emma  -Uśmiecha się delikatnie. Nawet jej uśmiech jest słodki.
- Wiesz co ? Naprawdę pięknie śpiewasz. Dlaczego się tu wcześniej nie zapisałaś ? Takiego talentu nie można marnować - Stwierdzam patrząc jej w oczy.
- Dzięki. Ja tak nie uważam. A zwłaszcza w tańcu. Jestem łamagą. - Na jej twarz wstąpił rumieniec.
- Na pewno tak nie jest. Chodź, pokażesz mi jaki przygotowałaś układ. - Ciągnę ją za rękę do sali tanecznej. Niestety jest zajęta przez...

(Camilla) Zjawiłam się w Studio na określoną godzinę. Dziś nie mieliśmy lekcji ponieważ były przesłuchania ale przyszłam na prośbę Marco. Miałam mu pomóc w poprawieniu jego tańca. Choć nie wiem po co miałam coś poprawiać. Jego choreografia była doskonała. Idealnie wpasowywała się w tempo piosenki.
- Proszę powtórzmy jeszcze raz. Czuję że jeszcze nie do końca ją opanowałem.-Poprosił kolejny raz.
- Ok ale to już ostatni. Poza tam doskonale ją wykonujesz. Ani jednego błędu nie popełniasz.
- No proszę. - Załączył piosenkę od nowa.
- Pięć, sześć, siedem, osiem. - Wyliczyłam. W połowie piosenki przerwała nam Maxi z jakąś dziewczyną którzy weszli do sali.
- Moglibyście nam zwolnić salę ? Dość pilne - Maxi spojrzał na mnie błagalnie. Już miałam się zgodzić ale Marco był szybszy.
- U nas też to jest pilne. Muszę na jutro do dopracować a nie mam gdzie indziej zbytnio. -Mój przyjaciel zaczął się kłócić z Marciem.
- Uspokójcie się. Może zrobimy walkę taneczną ? Ja i Marco przeciwko wam ? Stoi ? Przecież i wszyscy poćwiczymy i wyłapiemy nawzajem swoje błędy. - Proponuję aby załagodzić sytuację.
- Ja uważam to za dobry pomysł - W końcu odzywa się ta jasnowłosa dziewczyna. Chłopacy także pokiwali głowami na znak zgody. ... Jak skończyliśmy wyrównany "pojedynek" ktoś zaczął klaskać...

(Violetta) Tak, bo ja jestem punktem informacyjnym, no oczywiście. Przewróciłam oczami i podeszłam do pianina delikatnie naciskając klawisze..;
''Powiem to, jednym tchem, to czysta formalność, ty o tym wiesz. Dawno już jak te dwie, flagi na wietrze miotamy się. To nasze serca chcesz wciągnąć na masz, do połowy, bo już masz dość. Ogłosić koniec nas, gorycz i żal, może zastanów się jeszcze..."
Lekcje mijały niezmiernie szybko, ale to chyba dobrze, prawda? Kiedy miałam już wyjść do domu, przypomniałam sobie, że Gregorio zadał nam nowy układ, więc zawróciłam do sali tanecznej, gdzie komuś się najwyraźniej nudziło, i postanowił zmierzyć się w tańcu, no tak też można?
- Brawo, tak.. - zaczęłam klaskać w ręce. - Okupujecie salę już dość długo, mogę teraz ja?
- Ćwiczymy do egzaminów! - Warknęła Camila razem z Max'im, nie jestem głucha!
- No dobra, dobra.. - Pff, mówi się trudno. Pomachałam im, i wyszłam ze szkoły.
Zerknęłam na zegarek i było już dobrze po osiemnastej, kiedy? ..
Przeszłam się jeszcze wokół parku, bezsensownie próbując dodzwonić się do Leóna, muszę z nim porozmawiać, a gdy dotarłam do domu, Ramallo i mój ojciec się kłócili?
- Oprzytomniej, Violetta musi się dowiedzieć, ona właśnie przyjechała do miasta..
- Cicho bądź, wiem co robię! Dobro mojej córki jest najważniejsze, i nie dowie się o niczym..
- Ale German.. - Przerwali tą jakże interesującą rozmowę na mój widok, ściągnęłam brwi.
- O czym muszę wiedzieć? - Spytałam opierając się o sofę. Ale oczywiście, nic nikt mi nie powiedział po po co?! Stwierdziłam, że to nie ma sensu i poszłam na górę, zasnęłam...

KONIEC.

About