poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 5

Komentujcie! Piszcie, co sądzicie ;>
_______________________________________________________________________


(Violetta) Całą noc nurtowało mnie to jedno pytanie, o kim niewyjśćę dowiedzieć? No, ale z drugiej strony, gdyby to było by coś ważnego na pewno bym się o tym dowiedziała, więc chyba po nie mam po co się martwić, racja? Szybko zeszłam na dół i spróbowałam nawiązać jakąkolwiek rozmowę z moim ojcem, ale nic, cisza. Dlatego postanowiłam wyjść wcześniej z domu, odkąd Angie z nami nie mieszka jest zdecydowanie inaczej, pusto. Nie kieruję się od razu do Studia, tylko do pobliskiego parku, gdzie siadam na jedną z ławek i wyciągam swój zeszyt na zapiski; "Chcę, wpisać się w twoją cieszę i zatrzymać czas. Poruszać się między naszymi pocałunkami i rosnąć razem. Mogę czekać tysiące lat marząc, że przyjdziesz do mnie, bo to życie nie jest życiem bez Ciebie.."
Momentalnie przestałam nucić słowa piosenki, kiedy kątem oka dostrzegłam, że ktoś postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością, odwracam głowę i dostrzegam.. właśnie jak on ma?
- No cześć, cześć, mam małą prośbę - Znowu? Czy ja mam napisane na twarzy 'punkt informacyjny'?
- Zależy o jaką pomoc chodzi.. - Eh, czemu przyczepił się akurat do mnie? Takich jak on znam na wylot. Próbuję udawać takiego wielkiego, chce mieć wszystkie i wszystkich, więc nie dzięki...

(Diego) Byłem totalnie zdesperowany. Pieprzyć te egzaminy, co ja zrobię z tym refrenem? Nie pasuje, nic nie układa się w logiczną całość... Głupia piosenka. Postanowiłem pójść do szkoły i poszukać kogoś, kto chciałby mi pomóc, tam wszyscy się znają tak samo jak ja, ktoś coś wymyśli.
Spotykam więc w parku tę dziewczynę... nawet kojarzę jej imię. Violetta. Ta, głośno o niej. To pewnie zrozumie. Cudownie. Nie jest zbytnio skora do pomocy, ale trudno, niezbyt mnie to obchodzi.
- Chodzi o piosenkę. Nie pasuje mi refren. Może miałabyś jakiś pomysł? - Diego, ton prosząco-przypuszczający? Tego jeszcze nie było. I widać, że nastawienie Violi też się zmieniło. No proszę, muzyka łączy ludzi. Dosłownie. Pokazuję jej kawałek refrenu, który mi nie pasował.
- Ten fragment -  tłumaczę, wskazując palcem (tak, wiem że to nieładnie) na dwie linijki tekstu - on tu nie pasuje. Przychodzi ci coś do głowy?
I to, że jestem taka, moje życie jest szalone... nie wiem. Poczekaj chwilę - i zaczyna coś grzebać w jakimś różowo-fioletowym zeszycie. Pamiętniku? Nieważne, najwidoczniej znalazła to, czego szukała - Wiem! Czuję, jak dużo przeszłam, z tobą wszystko się zmienia. I to, że jestem taka... - hm, faktycznie, to może przejść. Fajnie, ze mi pomogła. To ciekawe, że nagle z osoby niezbyt cieszącej się na mój widok, zmieniła się pod wpływem muzyki. Podziękowałem jej, obdarowując ją jednym z moich najpiękniejszych uśmiechów i odszedłem w stronę Studio, iść w końcu na ten egzamin, kiedy widzę...

(Esmeralda) Buenos Aires, stare kochane Buenos Aires. Tęskniłam za tym miejscem... Tu się urodziłam i wychowałam, tu poznałam mojego byłego męża, Germana. Byłam w ciąży, kiedy moja matka ciężko zachorowała, czułam si w obowiązku być przy niej, pomóc, jej choroby nie dało się wyleczyć w Argentynie, ponieważ tutaj nie ma specjalistów, dzięki którym zwyciężyłby z  chorobą. Poleciałyśmy do Włoch, nie miała nikogo bliskiego oprócz mnie...Violettę widziałam tylko raz na oczy po jej narodzinach, bo zaraz potem musiałam wyjechać.  German uspokajał mnie i obiecał, że przez ten czas zajmie się jak najlepiej naszą córeczką a gdy tylko matka wyzdrowieje, spotkamy się. Wiele się jednak wydarzyło ... to był ciężki czas dla nas wszystkich,oddaliliśmy się od siebie i nie chodzi tu tylko o odległość, rozstaliśmy się... Wróciłam po 3 miesiącach do Buenos Aires gdzie po Germanie i Violi nie pozostało ani śladu, szukałam ich po całej kuli ziemskiej, nikt, nawet policja nie mogła mi pomóc. Po 16-nastu latach nareszcie mam szansę poznać moją córeczkę. Dowiedziałam się od szwagierki, że uczy ona się tu w Buenos Aires, w jakiejś szkole. Cóż wystarczy mi to - pomyślałam i zabrałam się za poszukiwania.  Stud!o On Beat, tak nazywała się ta szkoła. Elen wysłała mi także mapę ze wskazówkami jak dojść do tej szkoły, ale kierując według niej doszłam nad jakiś staw... Stoję przed tym stawem i zastanawiam się co zrobić. Załamałam ręce i spojrzałam na mapę. Esmeralda, geniuszu, źle trzymasz mapę! - karcę się w myślach.
Odwróciłam mapę i podążałam w wyznaczonym kierunku. Widzę na ławce jakiegoś chłopca, śpiewa, bez zastanowienia podchodzę do niego i pytam o drogę do Stud!o.
- To tam no.. pójdzie pani na wprost a potem w lewo - burknął szykując się do odejścia.
- Dziękuję - odpowiadam szorstko i idę we wskazane miejsce.
Dotarłam do dużego żółtego budynku, już z oddali było słychać muzykę. To jest to miejsce - myślę i wchodzę do środka. Stojąc na środku korytarza jak ta idiotka patrzę na te wszystkie dzieci, mając nadzieję, że rozpoznam wśród nich moją córkę. Nie było jej tam, więc zaczepiam jedną/jednego z uczniów tej szkoły aby pokazał/pokazała mi gdzie jest pokój nauczycielski...

(Francesca) Krzątając się po Studio i czekając na pierwszą lekcję, zaczepia mnie jakaś kobieta.
- Przepraszam kochanie, wiesz może gdzie jest pokój nauczycielski? - Spytała wyraźnie zdenerwowana, co chwile rozglądając się nerwowo we wszystkie strony jakby kogoś szukała, okay?
- Na prawo - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Szybko mi podziękowała i zniknęła.
Wydawała się zrównoważona psychicznie, więc cała moja uwaga powędrowała na wchodzącego Federico. Ahh.. - Nie gap się tak! - warknęłam sama do siebie, on nic do ciebie nie czuje, nie łódź się. Obróciłam się i odeszłam, ale to wystarczyło żeby chłopak mnie zauważył, no tak wiem, wyróżniam się w tłumię, oczywiście złapał mnie za rękę i wylądowałam na wprost niego, fajnie!
- Mam pomysł, chodź.. - Uśmiechnął się zadziornie, i po co tak robić?
- Mam lekcję - No, chyba.. Znaczy..
- No więc? Chodź, jest sprawa.. - Nadal naciskał, czy on jest aż tak tępy?  Nie to nie.
- Nigdzie nie idę, tak?! - Warknęłam i po raz kolejny obróciłam się na pięcie.
- Ej, a co z tobą? Czyżby zły okres!? - Tak, oczywiście..
- Bo nie będę na każde twoje zawołanie? -...

( Federico )
Kolejny dzień i ciągle to samo. Ta monotonia zaczyna mnie wykańczać. Gdy wyszedłem z warsztatu, udałem się i wsiadłem do auta , który pożyczyłem od szefa i ruszyłem do Studia.
Tsa... To miejsce serio ma jakieś magiczne moce, bo ciągle chcę się tam wracać.
Wszedłem do szkoły i zauważyłem w tłumie uczniów Francescę .
- Mam pomysł, chodź - uśmiechnąłem się .
- Mam lekcję - odpowiedziała.
- No więc? Chodź, jest sprawa - chyba nie mogłem jej tak od razu powiedzieć co wymyśliłem?
- Nigdzie nie idę, tak?! - warknęła i już chciała odejść.
- Ej, a co z tobą? Czyżby zły okres!?  
- Bo nie będę na każde twoje zawołanie?
- Ugryzło Cię coś ? Mam sprawdzić gdzie?! - zacząłem ją łaskotać, jednak się wyrwała.
- Nawet nie próbuj tych swoich sztuczek - zmrużyła oczy.
- Fran , o co Ci chodzi? Chciałem Ci coś pokazać , a ty się zachowujesz jakbyś wczoraj mnie poznała - spuściła wzrok. - To co ? - wyciągnąłem w jej kierunku rękę. Po chwili wahania ją złapała.
- Masz 10 minut.
- Ok - wyszczerzyłem zęby. Zaprowadziłem ją do auta .
- A ty skąd go masz ? - spytała na jego widok.
- Pożyczyłem. Nie martw się nie ukradłem - otworzyłem jej drzwi, a ona wsiadła do samochodu.
Po 5 minutach znajdowaliśmy się już na przedmieściach miasta, dokładnie na jednym ze wzgórz.
- I to chciałeś mi pokazać? - powiedziała znużona .
- Nie mów , że Ci się nie podoba, bo będziesz wracała z buta - odpowiedziałem.
- Nie no ładnie jest - pokazała mi język .
Nagle z zarośli wybiegł/a ...

(Ana) Dzisiaj zdecydowanie mi się nudziło, bo mądra Anka z buta poszła na jakieś wzgórze na przedmieściach miasta. Tak, Ana geniusz! Szlajałam się po wzgórzu, aż w krzakach nie usłyszałam jakiegoś szelestu. Postanowiłam to sprawdzić a tam nic nie było. Chciałam wychodzić z tych krzaczorów ale usłyszałam czyjeś głosy, więc się powstrzymałam i postanowiłam podsłuchać. 
- I to chciałeś mi pokazać? - skądś kojarzyłam ten głos. Najeżdżał włoskim akcentem... No tak! To ta... Jak jej tam? Francesca? Mniejsza.
- Nie mów, że Ci się nie podoba, bo będziesz wracała z buta - odpowiada głos znów z włoskim akcentem. To przecież Fredrico? Federico? Kij z tym! Po chwili usłyszałam jakieś bzyczenie. Odwracam głowę, a tam co?! Osa! Zaczynam machać rękami na prawo i lewo jak głupia i wybiegam z tych przeklętych zarośli krzycząc: Oso! Leć sobie! Zostaw biedną Anke w spokoju! Co ja ci zrobiłam?! - Freduś i Franka wybuchają śmiechem. No fajnie to się tak śmiać z dziewczyny uciekającej przed Osą?! 
- Może by tak ktoś pomógł?! - krzyczę nadal biegając i wymachując rękami. Fredek wziął mnie i Franke za rękę i pociągnął przed siebie nadal się śmiejąc, ale ta osa za nic nie chce od nas odlecieć. Biegniemy przed siebie śmiejąc się w niebo głosy. Nagle z jakiś niewiadomych czynów znajdujemy się nad jeziorem.  Osa na moje szczęście mnie zostawiła w spokoju. Staję na końcu drewnianego pomostu i podziwiam piękne widoki, kiedy czuję że ktoś mnie popycha i ląduje w lodowatej wodzie...


(Violetta) Dobra, myliłam się. Nie sądziłam, że może nam wyjść całkiem przyzwoita piosenka. To dziwne, że wystarczy jedynie kartka papieru żebym zmieniła swoje nastawienie do niego, nie jest aż taki zły, prawda?
Muszę przyznać że śpiewa naprawdę dobrze, ma zagwarantowane miejsce w Studio.
W przerwie w zajęciach udałam się do parku, nad małe jeziorko, kiedyś w dzieciństwie przychodziłam tam razem z ojcem. Oczywiście i kogo tam zauważam? Moich głupich przyjaciół, i Ane?
Nie wiem czemu, ale nabrała mnie dziwna ochota wrzucenia ich do wody, czy to jest normalne? Brakuje mi rozrywki. Jak pomyślałam tak i zrobiłam, najpierw w wodzie wylądowała Francesca, a potem Ana. Za nim się połapały co właściwie się stało, odeszłam zostawiając Federico, to chłopak będzie miał kłopoty, dobrze mu tak, ha! Wracając powrotną drogą nie mogę pohamować śmiechu, przez co wpadam na jakąś kobietę...

(Esmeralda) Wracając ze Studia rozmyślałam o mojej córeczce, widziałam ją niemal w każdym dziecku uczącym się tam, ale jednak nie - to nie było to. Zobaczyłam, że zabrakło mi moich leków na depresję więc czym prędzej (żeby nie zwariować) udałam się do apteki. Szłam gadając sama do siebie jaką to jestem złą matką kiedy wpadłam na pewną dziewczynkę. Niesamowicie przypominała moją córkę te same oczy, ten sam uśmiech i włosy.
- Violetta, Violetta! - wrzeszczę nie pohamowanie.
- Tak? - patrzy na mnie zdziwiona dziewczyna.
- Tęskniłam za Tobą! - łapię dziewczynę i przyciskam do siebie.
- Ale proszę pani, ja pani nie znam - krzyczy, wyrywając się dziewczyna.
- Mam omamy?! - patrzę jej w oczy i histerycznie pytam. Dziewczynka tylko patrzy na mnie zmieszana.
- Pani się chyba źle czuje... może pojedziemy do lekarza, dobrze? - proponuje łagodnie.
- Nie wzięłam leków. Powiedz mi czy nazywasz się Violetta Castillo? - pytam już nieco spokojniej ale nadal jak wariatka.
- Tak? Znamy się? - pyta dziewczyna.
- Nie - odpowiadam i twarz zalewa mi się łzami. - to ja już pójdę.. - mówię i kieruję się do odejścia kiedy...

(Violetta) No tak, w porządku. To przecież całkiem normalnie kiedy obca kobieta wpada w histerie na mój widok i rzuca mi się na szyję, to ja się w takim razie nie znam.
- Pani się chyba źle czuje.. może pójdziemy do lekarza, dobrze? - spytałam łagodnie, bo to nie jest normalnie, może coś się stało?
- Nie wzięłam leków. Powiedz mi czy nazywasz się Violetta
Castillo? - Z tego co mi wiadomo to tak.
- Tak? Znamy się? - Odpowiedziałam podejrzliwie, no nie przypominam sobie?
- Nie, to ja już pójdę - Czy pani sobie żartuje? Nie znamy się, a zna pani moje imię? Ciekawe skąd! Przez chwilę stałam w bezruchu, no ale jednak coś musi być na rzeczy, od razy przypomniałam sobie rozmowę mojego ojca z Ramallo, przypadek? Nie sądzę. Nagle kobieta się odwraca..
- U-MIX... Tak, znam Cię z tego internetowego czegoś... Przepraszam, za bardzo się ekscytuje takimi programami, uważam że masz świetny głos, naprawdę - No to może być fakt, Violetta przewrażliwiona osobo, uspokój się! Rozmawiałyśmy przez chwilę, ale była bardzo roztrzepana? Raz zalewała się łzami, a raz się śmiała, no fajnie? Kiedy miałam już odejść, zauważyłam Angie, i od razu rzuciłam się jej nie szyję.
- Esmeralda... Co ty tu robisz? - Spytała surowo moja ciotka.
- Angeles... - Cóż za napięcie.

(Angie)Urwanie głowy z tymi przesłuchaniami! Co roku jeszcze więcej zgloszeń trafia do dyrekcji,a szkoła zyskuję na prestiżu. Niezmiernie się z tego cieszę,jednak odliczam godziny do zakończenia całego "szaleństwa". Wracała do domu z jednej strony szczęśliwa,a z drugiej lekko poirytowana i niepewna? Od pewnego czasu German chodzi jakiś podenerwowany i każdy gest go płoszy.. Oczywiście jak zwykle próbuję ukryć swoje prawdziwe uczucia za "maską obojętności", znam go jednak na tyle dobrze,że potrafię odróżnić jego prawdziwe "ja" od tego udawanego.. W końcu zajeło mi bardzo dużo czasu,aby rozbić ten mur,który wokół siebie utworzył.
Ten zawadiacki uśmiech i błysk w czekoladowych oczach był obeczny przez tyle lat,a teraz nagle zanikł..
Automatycznie zaczełam obwiniać za całą sytuację Esmeralde. To ona zniszczyła świat Germana i Violetty tak nieodwracalnie. Byłyśmy siostrami. Ja jednak tak nieuważałam..
Miałyśmy jednego ojca i jedną matkę z taką różnicą,że ja od kiedy tylko sięgam pamięcią, mieszkałam z ojcem. Zawszę gdy pytałam się o moją matkę,mówił,że nie chciała mnie,dlatego wyjechał ze mną do Hiszpanii. To mi wystarczyło,aby ją znienawidzieć.
Z Esmeraldą widziałam się kilka razy w życiu. Ona-ułożona i poważna. Ja-zwariona i wiecznie śmiejąca..Podobno przeciwieństwa się przyciągają jednak w naszym przypadku było niedorzecznym stwierdzeniem. Mimo wszystko tata ją kochał.
Lecz,gdy 13 lat temu dowiedziałam się od ojca,że zostawiła swojego męża i małą córeczkę ją także znienawidziłam,a ojciec urwał z nią wszystkie kontakty i pochłonął się pracy. Nie mogłam znieść myśli jak teraz czuje się jej maż,to niewinne dziecko..
Obiecałam sobie,że gdy dorosnę odszukam ich i pomogę. Tak też się stało..
Pięć lat później mój ojciec został dyrektorem Stud!aOnBeat w Buenos Aires,a ja automatycznie nauczycielką śpiewu.Nigdy nie myślałam,że odnajdę tam Violette i Germana.. Viola była wspaniałym dzieckiem,a między mną a Germanem narodziło się uczucie,które zostało zagłuszone przez nasze więzy rodzinne,a zupełnie oddaliśmy się opiekowaniu małej Violi..
Uczucia które tłumiliśmy w sobie przez tyle lat musiały w końcu ujrzeć światło dzienne i od dwóch lat jesteśmy razem. I co mogło się tak nagle popsuć?
Z nurtującymi myślami przemierzałam park,aż nie poczyłam dłońi które objeły moją szyję.
Od ponad dziesięciu lat jedna osoba zawszę mnie tak wita i nie miałam wątpliwości,że to viOLAtta Popatrzyłam na kobietę stojącą niedaleko nas..
Tan wyraz twarzy...Jakby znajomy??... I nagle mnie olśniło. To niemożliwe!!!
-Esmeralda... Co ty tu robisz? - rzekłam sucho.
-Angeles... - powiedziała i zamilkła przyglądając się mi z otwartymi ustami.
W jej oczach można było zauważyć łzy,które usilnie próbowały się wydostać; ja nadal stałam przyciskając do siebie Violę... Momentalnie dopadło mnie współczucie i niewiarygodna troska o nią..
- Violu... Czy mogłabyś pójść prosto do domu jeśli Cię poproszę?
- Alee... - nie dokończyła,gdyż widząc na mojej twarzy malujący się smutek skapitulowała - Jasne - zmierzyła nas obie niepewnym wzrokiem i odeszła..
- Przyjechałam spotkać się z córką - rzekła na tyle pewnie, ile mogła.
- Nie śpieszyło Ci się coś z tą wizytą! Co chcesz tym wszystkim osiągnąć?! Myślisz, że jeśli pojawisz się w jej życiu od razu przyjmie Cię z otwartymi ramionami?! Myślisz, że zdołasz wytłumaczyć dlaczego nie było Cię przez szesnaście lat jej życia?! I że kiedykolwiek z jej ust usłyszysz"Mamo"?!-emocje stawały się silniejsze z minuty na minutę...
-Ty nic nie rozumiesz Angie! - krzykneła przez łzy.
-Rozumiem wszystko oprócz ciebie i wcale nie chcę poznać twojego chorego toku myślenia Esmeraldo! Znam Violette lepiej niż kogokolwiek. Od kilkunastu lat naprawiam twoje życiowe błędy... I musisz wiedzieć jedno: Viola i German są dla mnie najważniejsi i jeśli będziesz chcieć zniszczyć ich szczęście to ja nieręcze za siebie! - powiedziałam i jak najszybciej odeszłam ledwo powstrzymując łzy.
Tyle błędnych myśli rodziło się w głowie,ale ciągle dochodziłam do jednego wniosku:"Muszę ich chronić"!
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ranieniu. Był/a to...

(Emma) Właśnie idę przez park do Studia, żeby zdać egzamin z tańca. Postanowiłam zdać go w pierwszy dzień egzaminów, żeby mieć to już z głowy. Idąc parkiem rozmyślam o wczorajszym dniu. Poznałam dwóch chłopaków: Marco i Maxiego. Marco był miły i nieśmiały, ale potem nawiązałam z nim więź i rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele. Słyszałam przez chwilę jak śpiewa i ma naprawdę cudowny głos. Po nim poznałam Maxiego. Chłopak zauroczył mnie. Po pierwsze sam do mnie podszedł, a po drugie widać było, że zależy mu na rozpoczęciu tej znajomości. Był przesłodki i prawił mi komplementy. Potem powiedział, żebym pokazała mu mój układ. Nie mogliśmy go niestety poćwiczyć, ponieważ sala była zajęta. Był tam Marco z Cami i byli szeroko uśmiechnięci, poczułam w środku trochę zazdrości. Zauważyłam, że chłopacy się kłócą, a ta ruda dziewczyna rzuciła propozycję pojedynku, więc wreszcie się odezwałam i zgodziłam. Miałam wrażenie, że ja i Maxi wygrywamy, ale wspólnie ustaliliśmy remis. Potem Maxi odprowadził mnie do domu i na koniec powiedział, że jeżeli podczas układu tańczę tak jak w czasie pojedynku to nie jestem żadną łamagę tylko utalentowaną dziewczyną. Później pożegnaliśmy się, a on dał mi całusa w policzek i odszedł. Byłam cała zarumieniona i czułam motyle w brzuchu. Kiedy dziś wstałam pomyślałam o Maxim i od razu byłam cała w skowronkach. Potem dopiero się uspokoiłam, bo przecież nic konkretnego się nie stało, ale i tak byłam szczęśliwa. Po chwili poczułam, że słońce razi mnie w oczy, więc wróciłam do rzeczywistości i odwróciłam głowę. Ujrzałam nauczycielkę ze Studia, podeszłam do niej i położyłam jej dłoń na ramieniu.
- Dzień dobry! Wszystko dobrze? - spytałam z uśmiechem, ponieważ nauczycielka wyglądała na mocno zdenerwowaną.
- Yyyyy... Tak. Tak, wszystko dobrze. - odpowiedziała już lekko uspokojona nauczycielka. - A tak w ogóle kim jesteś? - spytała.
- Ja jestem Emma, kandydatka do Studia. - powiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Aaa.. Tak, już Cię pamiętam. - zaśmiała się. - Przepraszam, ale muszę już iść.
- Do widzenia! - powiedziałam, a nauczycielka odeszła.
Postanowiłam iść dalej, jednak potknęłam się o kamień na chodniku. Czułam, że zaraz będę na ziemi, więc zamknęłam oczy. Czekałam kilka chwil, jednak nic takiego się nie stało.
- Możesz już otworzyć oczy! - usłyszałam nagle czyjś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam..., który/która szeroko się uśmiechał/uśmiechała...

(Libi) No pięknie! Od jakiegoś ucznia w Studio dowiedziałam się, że egzaminy ze śpiewu były wczoraj! Ale wtopa! I co ja mam teraz zrobić?! No dobra... Pójdę i się zapytam czy mam jeszcze jakąś szansę. Weszłam do budynku i jakiegoś ucznia zapytałam gdzie znajduje się pokój nauczycielski. Pokazał mi palcem gdzie mam iść i skierowałam się przez wskazany kierunek. Otworzyłam granatowe drzwi i weszłam do środka. Na  fotelu siedział starszy pan, który od razu ma nie spojrzał, a ja zapytałam:
- Czy mam jeszcze jakieś szanse na egzaminie ze śpiewu? - staruszek tylko się uśmiechnął i powiedział, że bez problemu znajdzie się dla mnie jakieś miejsce. Wręczył mi formularz i powiedział, że już jutro będę mogła się wykazać na egzaminie ze śpiewu jak i tańca. COOO? Jak ja dam radę coś wymyśleć w tak krótkim czasie?!  Libi... Nie panikuj, spokojnie dasz radę. Wdech i wydech. Ale jak ja mam się nie denerwować, kiedy będę miała egzamin z tańca i śpiewu w tym samym czasie?! Szybko uzupełniłam kartkę o ile pamiętam Antoniu i wyszłam szybko do jakieś sali aby coś na szybko wymyśleć. Postanowiłam, że zaśpiewam tą piosenkę którą wczoraj grałam na keyboardzie. Była spoko, więc czemu by tu nie spróbować? Zaczęłam próbować, się jej nauczyć, ale za nic mi to nie wychodziło bo ciągle tylko się stresowałam. Po chwili postanowiłam trochę wyczilować i się trochę uspokoić bo stres mi nic nie da. Po jakiś 30 minutach piosenka była opanowana, no może nie do końca, no ale zawsze coś. Poszłam do innej sali i zaczęłam układać jakiś układ. Wychodziło mi to... Całkiem nieźle. Może mam jakieś szanse? Po godzinie ćwiczenia postanowiłam wyjść przed Studio i trochę odreagować. Nagle zauważyłam dziewczynę która za chwilę by wylądowała na ziemi jak długa, gdyby nie ja. Szybko do niej podbiegłam i złapałam. Dżentelmenka ze mnie kurde jakaś. Zauważyłam, że dziewczyna ma zamknięte oczy więc powiedziałam:
- Możesz już otworzyć oczy! - uśmiechnęłam się szeroko, a dziewczyna o blond włosach otworzyła oczy i się uśmiechnęła.
- Dzięki za pomoc - powiedziała. 
- Spoko. Zawsze do usług - powiedziałam i zaśmiałam się. 
- Jestem Libi, a ty? - zapytałam podając jej rękę. Dowiedziałam się że ma na imię Emma, uczy się w Studiu, a jej ojciec jest burmistrzem miasta. Hm... Ciekawe jak to jest mieć takiego ojca... Ale dobra! Nasza rozmowa trwała jeszcze chwilę, a potem każda z nas poszła w swoją stronę. Weszłam do domu i szybko wbiegłam po schodach do mojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i ze tego całego zmęczenia, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...

KONIEC!

3 komentarze:

  1. Baaaaaaardzo fajnie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko czytam, chociaż już to robiłam XD Czekam, aż opublikujecie rozdział 17 <3
    Pozdrawiam Was <3

    OdpowiedzUsuń

About