niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 1.

Zapraszamy na pierwszy rozdział! Zapraszamy do komentowania, Wasze opinie karmią wenę i motywują! Zostawcie po sobie ślad!
_______________________________________________________________
(Lara) - Mike! Ty pasożycie! Oddawaj ten klucz! - Krzyczę do młodszego brata który zawinął mi niezbędną część do naprawienia tego motoru.
- Lara, nie krzycz tak na niego, wiesz, że robi to abyś zwróciła na niego uwagę. - Zaczął ojczym, za którym średnio przepadam. Uwinął sobie moją matkę wokół palca i myśli, że jest Einstein'em w wychowywaniu dzieci. - Poza tym, zaraz przyjdzie sponsor, więc zachowuj się.
- Ja? No przepraszam, ale to On zachowuję się jak gówniarz. - burknęłam oburzona. Westchnął ciężko i poszedł go szukać a ja poprawiłam kitkę. Zawsze mi mówi jak mam się zachować, a przecież doskonale znam zasady dobrego wychowywania, nie to co ten mały paszczur, który wszystko mi niszczy! Eh... Pewnego dnia się go pozbędę! W tym samym czasie moje oczy ujrzały kogoś kręcącego się przy torze  ... Wlepiłam w tę osobę wzrok, ale chyba On/a to zauważyła  ...

(León) Miałem zamiar nie iść dzisiaj na tor, w końcu koniec wakacji, nowy rok szkolny i tak dalej, ale wczoraj coś obiło mi się o uszy o jakimś sponsorze, więc postanowiłem jednak iść i sprawdzić o co chodzi. Idę więc do części dla widzów, ale nie ma tam nic ciekawego. Na szczęście zauważyłem Larę, którą mogę zapytać o tego sponsora.
- Hej! - mówię do niej, uśmiechając się. - To o tym sponsorze to prawda?
Tłumaczy mi krótko, że tak, ale nie muszę się do tego mieszać. No dobra, jak mnie tu nie chcą... będę trzymać za nich kciuki. Nie wiem, jak poradzą sobie beze mnie, ale dobra, wierzę w nich, tak?
Odchodzę od głośnego motocrossu i idę kawałek drogi przez las. Niestety spokojny spacer przerywa mi...

(Violetta) Koniec wakacji, czas zacząć nowy rok. Kręcąc się bezsensownie po mieście i próbując znaleźć dla siebie jakiekolwiek zajęcie, natykam się na Leóna, moje szczęście lubi mnie zaskakiwać?
Przewracam jedynie oczami, i idę dalej.
Eh, zgubiłam się, brawo.
Westchnęłam głęboko, i zawróciłam na ścieżkę, która jakimś cudem wyprowadziła mnie z tego lasu, czego ja tu szukałam? A, tak, zajęcia. Nie wiem czy Stud!o jest na pewno dla mnie, dużo się zmieniło, przez te wakacje, wszystko wygląda inaczej. Spoglądnęłam na datę, tak to już dziesięć lat. Dokładnie szesnaście lat temu, moja matka zostawiła mnie i tatę, z dnia na dzień, uciekła. Ojciec nigdy o niej nie wspominał, za bardzo go to boli. No cóż, bywa? Przechodząc się po alejkach w parku, dzwoni mój telefon.
- Halo?
- Violetta, masz teraz czas? - Niefortunnie patrzę na zegarek, mam ochotę powiedzieć, że 'nie', ale..
- Mhm, gdzie?
- Tam, gdzie zawsze - No dokładniej nie da się określić, tak?
- Zaraz będę - rzucam, i rozłączam połączenie. Dochodząc na miejsce chłopak już tam jest, ciekawe co tym razem zrobił?..

( Federico )
Musiałem jakoś odreagować po kolejnej bójce . Krew nadal spływała mi po twarzy . Możliwe , że mam rozcięty łuk brwiowy .
Zadzwoniłem do Violetty . Mieliśmy spotkać się tam gdzie zawsze . Czułem , że nie dojdę , tak bolała mnie głowa. W końcu stanąłem w ustalonym miejscu . Po chwili dziewczyna się zjawiła .
- Jezu , jak ty wyglądasz - jęknęła na powitanie . Miło .
- Masz chusteczkę ? - spytałem . Wyjęła z torebki opakowanie i podała mi je .
- Co znowu zrobiłeś ?
- Broniłem tylko Jorga  - wyjaśniłem znużonym głosem . Udaliśmy się w stronę starych magazynów , na przedmieścia . Coś jak nasza baza czy coś .
Po chwili wszedłem do budynku , razem z dziewczyną  i trzasnąłem drzwiami . Jednak była to zła decyzja,bo strasznie rozbolała mnie od tego głowa i do pomieszczenia wpadła Francesca . Była to drobna 17 – latka o długich kruko-czarnych włosach . Gdy nas zobaczyła natychmiast do nas podbiegła. 
- Co się znowu stało ? - westchnęła . Fiolka zaczęła powtarzać jej to co jej powiedziałem , a ja udałem się do łazienki .
 Po stracie rodziców musiałem zaopiekować się bratem, a nie szło mi w tym najlepiej . Mieliśmy własny dom, ale większość czasu przesiadywałem tu . To właśnie w tym miejscu spotkałem brunetkę . Od razu zauroczyły mnie jej te czarne oczy . Z kolei z szatynką znałem się praktycznie od dziecka . 
Było źle , ale jeszcze nikogo nie pobiłem tak bardzo , by trafił do szpitala . Problemy z policją  rzadko się zdarzały . Tylko jakieś drobne upomnienia . 
Gdy spojrzałem na siebie w lustrze , z tyłu zobaczyłem Fran . Chciała coś powiedzieć , ale ktoś wparował do budynku ...

(Ana) Buenos Aires! Yay, może chociaż tu się trochę rozluźnie? - Wychodzę! - Krzyknęłam i chwilę później znalazłam się w jakimś lesie. - Dziwnie tuu... - Stwierdziłam i szłam dalej. Nagle ujrzałam jakiś magazynek a potem warkot jakiś zwierząt. Odwróciłam się, a tu co? Wilczury! Odruchowo pobiegłam do tego budynku. W sumie to tam wparowałam. I to nie koniec mojego szczęścia! W pomieszczeniu są dwie nieznajome mi dziewczyny i jakiś chłopak.
- Znamy się? - Spytał od razu. Tak kochanie, no pewka! Zaczęłam się tłumaczyć że zobaczyłam ogromne i groźne psy na zewnątrz i to dlatego. Przeprosiłam grzecznie i chciałam wychodzić gdy akurat ktoś inny musiał tu wejść. Super. Więcej kolegów? Do środka wszedł/weszła ...


(Marco ) -Możesz się uspokoić ?! - po wielu próbach uderzenia mnie miśkiem w końcu krzyczę na młodszą siostrę. Nienawidzę przeprowadzek, tym bardziej że muszę wytrzymywać z tym czymś 4 godziny w jednym aucie. Nie licząc prawie całego dnia spędzonego w samolocie. Po długich męczarniach w końcu dojechaliśmy do domu. Od razu wrzuciłem moje walizki do pokoju i poszedłem zwiedzić okolicę.
Oczywiście wielki geniusz Marco musiał iść do jakiegoś wielkiego lasu i się zgubić.  Po kilku minutach drogi widzę mały i trochę zniszczony dom. Nie wyglądał na dom w którym ktoś mieszka, wyglądał bardziej na taki opuszczony, stary magazyn. Trochę się waham nad wejściem do niego, jednak gdy widzę za mną kilka wilków od razu zmierzam ku drzwiom. Gdy wchodzę do środka widzę trzy dziewczyny i chłopaka .
-Niech zgadnę, ty też wystraszyłeś się wilków i postanowiłeś się tu schronić ? - pyta się mnie czarnowłosa dziewczyna, a ja tylko kiwam jej głową.
- Jeny, po  dziewczynie to się spodziewałem! Ale że chłopak ? To Buenos Aires schodzi na psy- syczy do mnie nastolatek z nażelowaną grzywką.
-Jak jesteś taki cwany to sam wyjdź- odgryzam się mu i gdy słyszę że wilki dały sobie spokój wychodzę z chaty. Gdy już jestem w środku centrum podchodzi do mnie .....



Bezpośredni odnośnik do obrazka(Maxi) Chodzę sobie po BA chcą zapomnieć o tym że za niedługo znów wracam do szkoły i będę musiał mierzyć się z trudnościami. Oczywiście uwielbiam zajęcia. Zawsze emanuje od nich taka meggga pozytywna energia ale nie zawsze jest łatwo. Idąc tak sobie natrafiam na chłopaka którego ani razu wcześniej i który wyglądał na trochę zagubionego.
-Pomóc w czymś stary ? Jakby co to mów śmiało-Zamiast odpowiedzieć krzywo na mnie spojrzał.
-Wiesz może gdzie jest Studio On Beat ? Muszę iść się tam zapisać. -Nie był skory do rozmowy.
-No jasne. Uczę się tam. Strasznie trudno się dostać ale to najlepsza szkoła muzyczna w Argentynie. Zobaczysz. Choć nie ociągaj się.-Podbiegł do mnie i ruszył ze mną w stronę szkoły.
-Marco jestem.-Podał mi dłoń.
-Maxi-uśmiechnąłem się i wykonałem ten sam gest. Po kilku minutach dalszej rozmowy i chodu napotykamy...

(Libi) Znów to ciepłe powietrze i miła atmosfera, która towarzyszy Buenos Aires. Postanowiłam, że tu wrócę i to na stałe. Ciężko było mi się pożegnać z Izralem. W końcu to moje rodzinne miasto... Ale dość o tym. Szłam sobie dość dobrze znanym mi parkiem, aż nagle spotykam jakiś dwóch chłopaków. Podchodzę do nich i pytam o drogę do jakiejś przytulnej kawiarenki. Głos zabiera chłopak w czapce. - Jeśli przejdziesz ukicą, skręcisz w prawo i pójdziesz pare metrów do przodu, to znajdziesz to czego szukałaś. - Mówił pokazując mi palcem kierunek w którym mam iść. - A tak w ogóle to jestem Maxi, a to Marco. - Pokazał na swojego kolegę. - Miło mi. Jestem Libi. - Podałam rękę chłopakom, którą każdy z osobna uścisnął. - Chyba nie jesteś stąd, prawda? - Zapytał się mnie Marco, na co ja odpowiedziałam: - Nie, jestem z Izraela. - Mówię. Jeszcze chwilę rozmawiamy, dopóki chłopaki mówią, że idą na zajęcia w jakimś tam Studiu On Beat. Żegnam się z nimi i odchodzę w pokazanym mi kierunku przez Maxiego, aż wpadam na...

(Diego) Powrót na stare śmieci. Boskie Buenos Aires, po latach rozłąki znów jesteśmy razem.
No dobra, tak właściwie, to nigdy tu nie byłem. Osiemnaście lat mieszkałem w Hiszpanii, na drugim końcu świata, ale co z tego, język ten sam. Niestety, drogi wyglądają trochę inaczej... dlatego właśnie nie wiem zbytnio, gdzie idę. Nawet ta głupia mapa mi nie pomaga, przez gapienie się w nią tylko na kogoś wpadam.
- Przepraszam - mruczę pod nosem i chcę odejść, ale odezwał się mój instynkt dżentelmena(prawie jak "instynkt przetrwania" w różnych grach) i kazał podać potrąconej osobie rękę, żeby pomóc jej wstać.
- Nic się nie stało - uśmiecha się właśnie uratowana przeze mnie osoba. Dodajmy, że ta osoba była wysoką, ładną brunetką o wielkich oczach i nietypowej karnacji? W tej chwili normalnie włączyłby się u mnie również instynkt podrywacza (hah, porównuję swoje życie do gier. Powinienem nie zabierać tej konsoli ze sobą, może trochę bym się ogarnął), ale podarowałem sobie, posłałem dziewczynie mój jak najmniej uwodzicielski uśmiech i poszedłem dalej. Zrezygnowałem z dalszego studiowania mapy i postanowiłem zapytać kogoś o drogę...

(Tomas) Idę sobie w stronę Studio, w którym od tak dawna nie byłem i nagle ktoś mnie zaczepia. Przyglądam mu się uważnie i gdy stwierdzam, że nie jest niebezpieczny, patrzę na niego milszym wzrokiem.
- Gdzie idziesz? - pyta mnie nieznajomy.
- Idę do Studio - odpowiadam powoli, patrząc na niego uważnie.
- O, właśnie tam próbuję się dostać. Jak miło, że mnie zaprowadzisz - patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Dobra?
- Świetnie. To chodź - odpowiadam niepewnie i zaczynam go prowadzić.
Zaczynamy rozmawiać i dowiaduję się, że ma na imię Diego. Dziwne imię. Ale cóż, nie wnikam.
- Oto moje kochane Studio. Chcesz się zapisać?
- Nie, przyszedłem się napatrzeć. Oczywiście, że chcę się tam dostać. I się dostanę.
- Skąd wiesz? To wcale nie jest takie proste... - tłumaczę, ale on tylko śmieje się drwiąco.
- Nie martw się, dam sobie radę.
No i poszedł. Zostawił mnie. Chamsko, wiesz? Ale nie komentuję tego, ponieważ jestem miły. Tak.
Idąc korytarzem, spotykam...


(Ludmiła) - Tomi! Tak się za tobą stęskniłam - piskałam na jego widok.
- O, Ludmiła. Miło cię widzieć, po wakacjach. One trwały wieczność - uśmiechnął się.
- Tęskniłeś za mną!? Och, jakie to słodkie! Też za tobą tęskniłam. To może uczcimy to pójściem do parku?
- Teraz? No dobra... Chodźmy - ręką wskazał że mam iść pierwsza. Jaki ten Tomi jest kochany.  Po drodze rozmawialiśmy jak nam minęły wakacje. Mi oczywiście wyśmienicie, dużo śpiewałam i rozbiłam się bardziej "sławna". Z nie wiadomo skąd zaczęła grać muzyka. Rozpoznałam że to Camila, bo nikt inny by tak okropnie grać nie umiał, no i jeszcze Violetta.
- O! Zobacz, tam jest Camila - oznajmił, a ja podniosłam brew - Chodźmy do niej. Słyszysz jak pięknie gra na gitarze?
- Taaa! Cudownie - zakpiłam. Nawet nie chciałam tam podchodzić. Już z daleka ten dźwięk był torturą dla moich uszu.
- Wiesz? Tomi? Przypomniało mi się że muszę jeszcze coś załatwić. Muszę iść - w szybkim tempie szukałam wymówi. Na szczęście w nią uwierzył i poszedł do swojej Camili. Ja poszłam dalej, na piaszczystej ścieżce zaczął/zaczęła do mnie machać...


 (Francesca) Kierując się do domu, moją głowę męczą tysiące myśli, ale o niczym konkretnym. Ściągam słuchawki z uszu, i zauważam naszą kochaną Ludmiłę, a może by tak?
- Juhuu.. - macham dziewczynie na powitanie, a ona się krzywo popatrzyła, i bądź tu miłym.
- Czego chcesz? - burczy odgarniając złote włosy.
- Oj, Ludmiś! Nie bądź taka.. Ja tylko chciałam porozmawiać, o butach..  - próbuję naśladować jej gesty, i głos, ale nie wychodzi mi to najlepiej, załamię się.
- Aj, Fran.. Wiesz co? - Nie, nie wiem, i już mnie to nie obchodzi. Przewracam oczami, i mijam ją bez słowa, kiedyś to tak fajnie się denerwowała, a teraz..
A, więc, tak. Znowu wróciłam do myślenia.. Idąc pogrążona we własnym świecie, wpada na mnie roztrzepana...


(Lara) Ha ! Tak jak przewidywałam! Zero kultury! Gdy sponsor odszedł od razu naskoczyłam na brata. - Serio? Musiałeś się pochwalić swą kolekcją zdechłych jaszczurek? I jeszcze mu jedną przystawić do twarzy?! Jesteś obrzydliwy! Czy ty się nigdy nie nauczysz małolacie że....
- Larisso! - Krzyknął ojczym. - Przestań! Daj mu spokój, lepiej abyś się przeszła! - Warknął i zmiażdżył mnie wzrokiem.
- Dobra! - Burknęłam i poszłam do domu się przebrać. Przecież nie będę chodzić po mieście jak jakiś "wsiuk". Zdenerwowana i zdezorientowana wpadłam na jakąś kruczowłosą dziewczynę w opasce. - Uważaj jak chodzisz! - Warknęłam, ale po chwili się poprawiłam. - Przepraszam... Nie chciałam. - Odeszłam z lekkim wstydem i usiadłam koło fontanny. A obok usiadł/a ...


(Andres) Ach, koniec wakacji. Świetnie się bawiłem, ale... To nie to samo, co Studio. Idę przez park, wdychając świeże powietrze i słuchając śpiewu ptaków, gdy widzę smutną Larę. Podchodzę do niej i siadam obok.
- Co jest? - pytam ciepło, na co ona tylko patrzy na mnie smutno.
- Nic - mówi. Łał. Na pewno.
- Jesteś pewna? - pytam.
- Tak - odpowiada mi. Czyli nie chce o tym gadać. No dobra.
- To może w takim razie dasz się zaprosić na koktajl i mały spacer? - staram się poprawić jej humor.
- Jasne - uśmiecha się, a ja pomagam jej wstać. Idziemy swobodnie rozmawiając. Nie drążę co się stało, to by źle wyszło. Kupujemy po koktajlu, dla mnie jagodowy, dla niej arbuzowy. Jak można lubić arbuzy? Ugh.
Łazimy bez celu po parku wspominając wakacje, kiedy zaczyna robić się ciemno. Jako, że jestem miły, tak, jestem, odprowadzam ją do domu, po czym sam również do niego wracam. Jestem zmęczony, więc od razu dopada mnie sen...

Koniec.

1 komentarz:

About